Seme i uke, czyli kto tak naprawdę jest na górze
O psychologii pościelowej słów kilka
Specyfika gatunku yaoi opiera się głównie na męsko-męskich relacjach, które – jak się okazuje, nie są ani proste ani jednoznaczne. Owszem, istnieje podstawowy podział na stronę dominującą i uległą. Wiele powstało definicji seme i uke. Stworzono długie listy cech dla tych, co na górze i tych, co na dole. Mangacy starają się naładować swoje opowieści jak największą dawką sentymentalizmu, bo to się dobrze sprzedaje i tego łakną odbiorcy. Ale czy naprawdę uke to wymoczkowaty mięczak? Panienka w męskim ciele, która boi się pająków, potwora spod łóżka i ciemności? Czy prawdziwy seme faktycznie jest takim tępym łosiem, który nie potrafi okazywać uczuć, a w głowie zamiast mózgu ma... wiadomo co?
Gdyby tak było, pewnie do tej pory gatunek yaoi by przepadł z kretesem, a my - zamiast oglądać gołych facetów, zajęlibyśmy się poważniejszymi sprawami. Na szczęście (albo nieszczęście, zależy z której strony na to patrzeć) mangi yaoi ukazują często całkiem odmienny obraz relacji seme-uke. Na dobrą sprawę chyba jedyną cechą, która tak naprawdę sprawdza się w życiu (przynajmniej tym papierowym) jest to, że jeden z partnerów jest tym penetrującym, a drugi penetrowanym. Każda inna może być obalona przez większą lub mniejszą liczbę przykładów zaczerpniętych z komiksowej literatury.
Słodki Blondynek
Dlaczego akurat blondynek? Skąd ten blondynek, skoro w Japonii same czarnowłose chłopaki? Przede wszystkim w czarno-białym komiksie zrobiłoby się spore zamieszanie, gdyby wszyscy posiadali ten sam kolor włosów. Niektórzy autorzy mają specyficzną manierę, która sprowadza się do odtwarzania z niezwykłą precyzją tej samej twarzy. Niestety nie chodzi o jednego bohatera, a o wszystkich. Przy mocno ograniczonych możliwościach „fryzjerstwa mangowego” w krótkim czasie zabrakłoby sposobu na odróżnienie poszczególnych postaci. Można oczywiście wcisnąć jednego z drugim w charakterystyczny uniform (patrz Tatsuya z „Gilgamesha”, który nosił bluzę z wielkim krzyżem na piersi i wyglądał dzięki temu jak tarcza strzelnicza), ale co zrobić, gdy mamy do czynienia z gatunkiem gakuen mono, a chłopaczki poubierani są w identyczne szkolne mundurki? Porażka na całej linii, proszę szanownego audytorium.
Należy przypomnieć również, że rozwój mangi datuje się na okres wzmożonej ekspansji kultury zachodniej na tereny Japonii. Jasnowłose pin-up, obecne wszędzie tam, gdzie pojawiali się Amerykanie dawały alternatywę do skośnookich brunetek. Rozwój turystyki, przemysłu i wymiany handlowej z ludźmi rasy białej objawiły się nie tylko przewartościowaniem japońskiej mentalności, ale wpłynęły również na ujednolicenie wyglądu i sposobu postrzegania świata. Nagle ci wielcy, niebieskoocy blondyni przestali być zlaną jednolitą masą obcych, a zaczęli być traktowani jako rozpoznawalne jednostki. Umiejętność rozróżnienia rysów twarzy u przedstawiciela innej rasy wywołała swego rodzaju wstrząs estetyczny. Okazało się bowiem, że nie trzeba mieć skośnych oczu i czarnych włosów, by być atrakcyjnym. Wymiana genów, widoczna w wyglądzie obywateli, zwłaszcza w krajach wysoko rozwiniętych, jest najlepszym tego przykładem. Wraz z ujednoliceniem zasad współżycia kulturowego obie rasy wymieniły się ikonami urody. Marilyn Monroe, Kim Novak, Jean Harlow, Jayne Mansfield, Brigitte Bardot, Catherine Deneuve zainspirowały mieszkańców Kraju Wschodzącego Słońca. Niektórych z nich zainspirowali także Burt Lancaster, Kirk Duglas, Michael Caine, czy choćby Robert Redford. W końcu ileż można czochrać te czarne czupryny?
Jak postrzegani są u nas ludzie o jasnych włosach? Jako wrażliwsi, bardziej życzliwi ale również łatwiej ulegający wpływom oraz potrafiący się podporządkowywać. I z tego właśnie stwierdzenia wynikły moje przydługie dywagacje na temat wymiany kulturowo-genetycznej. Zakładam, że ten kanon postrzegania blondynów został również przyjęty przez naszych japońskich braci.
strony: [1] [2] [3] [4] [5]
|