Noir seria druga, odcinek 31
Ścieżka przez ciernie.
- Chloe... - Altena szepnęła i prawie biegiem dopadła ruin. Weszła do środka, wrzuciła po drodze kosz z winogronami do spiżarni, poczym skierowała się do sali, w której zwykła medytować. Uklękła przed witrażem i figurami dwóch wojowniczek w powiewających szatach, z mieczami w rękach.
- Niech zawsze będzie światło i woda dla Drzew, z życiem świata odtąd złączonych..
- Noir... - oparła głowę o zaciśnięte kurczowo dłonie i zastygła tak na długi czas.
Kilka miesięcy wcześniej.
- Alteno?
- Szsz... śpij... musisz odpocząć...
- Gdzie my... jesteśmy?
- W domu
- To znaczy, że ja...
- Żyjesz... miałaś przebite żebra, sztylet ominął serce
- Alteno... ale ty... co się stało? Gdzie Kirika?
- Później, Chloe... teraz śpij...
Chłód podziemi świątyni. Altena sprawdziła bandaże Chloe i dokładniej okryła ją kocem. Dziewczyna zapadła w gorączkowy sen, drżała i rzucała się, jakby był pełen koszmarów. Kapłanka budziła ją co dwie godziny, zmieniała opatrunek i poiła ziołami.
- Alteno?
- Co kochanie?
- Czemu jest tak cicho? Gdzie są kapłanki?
- Jesteśmy same, Chloe.
- Alteno! Miałam zostać Noir! Ale Kirika... gdzie Kirika? Nic nie pamiętam!
- Wiem, kochanie. Później. Teraz śpij...
- Co teraz będzie?
- Teraz przed nami nowe życie. Noir powróciły, teraz musimy sprawić, by przebudziły się.
- Ale... to przecież ja miałam być Noir...
- Jesteś... w pewnym sensie.
- ...?
- Już niedługo wszystko zrozumiesz... teraz śpij... rana musi się goić.
Gdy Chloe usnęła spokojniej, zajęła się sobą. Skóra na nogach i dolnej części pleców piekła ją tak, że ledwo mogła chodzić. Altena pamiętała tylko podmuch gorącego powietrza, który rzucił ją na coś twardego. Na oślep zaczęła czołgać się po skalnej półce, która rozszerzyła się w tunel. Kilka razy była bliska omdlenia i sama nie umiała powiedzieć, co pchało ją, by iść naprzód. Może wąskie pasemko światła, które zamigotało gdzieś u góry. Instynktownie poruszyła się w jego kierunku. Jak zahipnotyzowana przesuwała się krok po kroku, chociaż ból oszałamiał. Jak przez mgłę przypomniała sobie nagle jedną z Wierzących, która krzyczała coś o Chloe.. Chloe nie żyła? I po chwili coś o Noir. Że obróciły się przeciwko nim. Całe to wspomnienie wydało jej się niedorzeczne. Chloe... nie żyła? Zdawało jej się, że ją woła.. gdzieś z bardzo daleka. Promyk światła zamigotał wyraźniej. Chloe. Tak. Wołała ją na pewno. To wrażenie spowodowało, że posuwała się naprzód szybciej, mimo, że z każdym krokiem jej stopy zdawały się płonąć.
- Alteno! Ty jesteś cała poparzona!
- To nic kochanie... zagoi się.
- Ale to cię... boli...
- Już nie... śpij...
Wyczołgała się otworem, który wskazał jej promień światła. Rozszerzył się nieoczekiwanie w przejście na świeże powietrze. W pierwszej chwili nic nie widziała, tak było jasno. Potem usłyszała szmer strumienia. Ciepło słoneczne sprawiło, że wszystkie rany zaczęły piec jeszcze bardziej. Doczołgała się do wody. Wydała się wracać jej życie. Wtedy dopiero dostrzegła wiotką sylwetkę leżącą na kamiennej płycie.
- Chloe!
Zapomniała o bólu. Skoczyła w jej kierunku. W pierwszej chwili zamarła, że kapłanka miała rację. Chloe wyglądała jakby nie żyła. Ale wtem dostrzegła, że z rany na piersi powoli sączy się strużka krwi. Przytknęła swoje usta do ust dziewczyny. Po długiej chwili pojawiły się oznaki życia. Altena rozdarła kawałek swojej sukni i zabandażowała ranę dziewczyny najlepiej, jak to było możliwe i ostatnim wysiłkiem chwyciła ją na ręce i ruszyła w kierunku Dworu. Naokoło panowała martwa cisza. Ciała kapłanek leżały wśród winogronowych krzewów, gdzieś w oddali rozbrzmiał silnik samochodu. Kilka razy była bliska utraty przytomności po drodze, ale otrzeźwiły ją męskie głosy, coraz bliżej nich. Przekonani, że nikt nie przeżył, Soldat przeszli niezbyt czujnie w stronę świątyni, zapewne w poszukiwaniu ich ciał. Dostała się jakoś do drzwi prowadzących do podziemnych pomieszczeń, o których wiedziały tylko one. Od dawna czekały, by posłużyć za schronienie przed oblężeniem. Jak przed wiekami. Tam przez następne dni ona i Chloe wracały do życia.
- Alteno? - Chloe nachyliła się nad nią, niezmiernie z czegoś uradowana. Kapłanka odwróciła się ostrożnie na plecy. Syknęła z bólu.
- Szsz... nie ruszaj się. Coś ci przyniosłam - dziewczyna pokazała jej pękaty gliniany dzban, pełen miodu.
- Skąd to wzięłaś?
- Z kuchni - uśmiechnęła się wyraźnie z siebie dumna - na górze już nikogo nie ma, to było proste. Chyba uwierzyli, że nas tu nie ma - zachichotała cicho. Altena nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Ale to było niebezpieczne, Chloe! Nie jesteś jeszcze w stanie walczyć. A jakby cię spostrzeżono?
- Już niedługo będę! Odwróć się, to nie goi się tak jak powinno!
Ku swemu własnemu zdumieniu, Altena posłusznie położyła się z powrotem na brzuchu, pozwalając Chloe odgarnąć przykrycie i posmarować wszystkie oparzenia. Westchnęła z ulgą. Dotyk dziewczyny nie tylko zdawał się uśmierzać ból, ale wprawiał ją w dziwną błogość.
- Alteno? - szepnęła tuż nad jej uchem
- Tak?
- Nieważne, co się wtedy stało... wiesz... z Kiriką... jeśli jestem przy tobie...
- Chloe... co ona ci zrobiła?
- To ja... Nie wiedziałam, że ona i Mireille... A może nie chciałam wiedzieć. Ale teraz to nieważne. One są naszymi Noir, prawda?
- Tak Chloe.
- Więc teraz będziemy je chronić? Ty i ja?
- Tak.
- I będziemy zawsze razem?
- Tak Chloe. Zawsze.
Powrót do teraźniejszości.
Katarzy wzdrygali się przed aktami przemocy. Lecz, gdy okazało się, że zginą wszyscy, jeżeli ktoś ich nie obroni, Doskonali podjęli decyzję. Zdali sobie sprawę, że poznali właśnie istotę tego świata i nie była to piękna wizja. Wiedzieli jednak, że nawet ciemność ma różne strony. Dlatego opisali swą wiedzę, aby ci, którzy nadejdą po nich, zachowali ją i - może kiedyś, odwołali się do niej.
Księga ich mówiła o tym, że nie ma zbawienia jak długo człowiek pozostaje na świecie. Mówiła też, że aby ci żyjący w doskonałości mogli przeżyć, by nadal chronić słabych i niewinnych, ktoś inny musi przelać krew. Tak narodzili się Żołnierze. Soldat. Przez własny grzech broniący światła. Oddający swe dusze pod opiekę Doskonałych, którzy całą ciemność ich czynów brali na siebie. Zło konieczne, by świat mógł istnieć dalej.
Księga wysunęła się z dłoni przysypiającej Mireille. Kirika, zmęczona upałem i całym dniem w winnicy, usnęła, a ona nie mogła przestać czytać. Jak przez mgłę słyszała głosy rodziców. Miękki szept Odette Bouquet, która pochylała się nad nią układając ją do snu.
- Pamiętaj Mireille, cokolwiek się kiedyś stanie... Tylko miłością można ocalić.
- Tak mamusiu!
strony: [1] [2] [3] [4]
|