Bleach
Determinacja jako motyw przewodni to temat tak wyświechtany jak kapota dziada proszalnego. Co prawda może prowadzić bohaterów do różnych celów i dotyczyć całkiem niepodobnych spraw, lecz kiedy występuje jako główny temat, całkiem goła, nie ubrana w wątki poboczne - robi się nie do zniesienia i zwyczajnie męczy. "Bleach" (jap. "Burichi") to doskonały przykład tego, jak nużące może stać się wykorzystanie tego wątku. Mamy tu plejadę barwnych bohaterów, świetny temat i ciekawie zapowiadającą się fabułę. Hitchcock powiedział kiedyś, że film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi a potem napięcie powinno rosnąć. Po pierwszych dwóch odcinkach odniosłam wrażenie, że autorzy trzymali się właśnie tej zasady robiąc kolejne kadry. Niestety gdzieś tak w połowie piątego odcinka fabuła zaczyna się rozłazić skupiając się głównie na siepaninie, co być może podoba się niektórym widzom łaknącym szybkich akcji, natomiast całkowicie rozbija zwartą do tej pory konstrukcję. Z każdym kolejnym odcinkiem jest niestety coraz gorzej. I nie pomogą ani humorystyczne wstawki, ani tym bardziej próba ukazania psychologicznych portretów poszczególnych postaci. Odniosłam wrażenie, że osoby pracujące nad scenariuszem nie do końca mogły się zdecydować, czy będzie to seria opowiadająca o wewnętrznym rozwoju, o sile ducha i wspomnianej już determinacji w różnych wydaniach, o mistycyzmie duszy i ciała, czy może o fajnych katanach i wielgachnych zanpakutō (tak na oko ważących po 40 kg każdy). Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego. "Bleach" nie jest bowiem ani opowieścią drogi, ani moralitetem, ani wreszcie typowym serialem akcji. Pomieszanie z poplątaniem, jakie nam tu zaserwowano powoduje, że na dobrą sprawę nie wiadomo do jakiego widza skierowane zostało to anime. Być może wielbiciele "Naruto" odnajdą tu coś dla siebie, ale nie mogę za nich ręczyć, bo również nie do końca mogę pojąć zauroczenia wspomnianym serialowym tasiemcem. Ale do rzeczy. Zaczęłam od środka, więc czas na przedstawienie głównych bohaterów hm... dramatu?
Ichigo Kurosaki to rudowłosy nastolatek uwrażliwiony na wszelkiego typu byty niematerialne. Wyczuwa je przez skórę można by rzec. Błądzące po ziemi duszyczki, które z jakichś przyczyn nie potrafiły przejść na drugą stronę są przez niego postrzegane niemal tak samo wyraźnie jak ludzie z krwi i kości. Okazuje się, że cała jego rodzina w mniejszym lub większym stopniu potrafi odbierać sygnały od istnień duchowych. I to najprawdopodobniej jest przyczyną, że nagle w uporządkowane życie wesołej gromadki wkracza shinigami - bóg śmierci. Nie jest to, na szczęście pokraczny stwór, jakiego znamy z Death Note, a drobniutka dziewuszka, Rukia Kuchiki (której imię zawsze będzie mi się kojarzyło z bagienkiem). W związku z nagłą potrzebą Rukia przekazuje swoją siłę Ichigo i w ten sposób skazuje go na nieustającą walkę z demonami, a siebie na potępienie ze strony Stowarzyszenia Dusz, organizacji zrzeszającej shinigami.
Skryty i poważny Kurosaki oraz małomówna, skupiona Kuchiki to chyba najbardziej ponura para bohaterów, jaką zdarzyło mi się widzieć. To już nawet Iori i Seto z "I''S" mieli w sobie więcej życia. Nie mówię rzecz jasna o momentach walki, kiedy zanpakutō idzie w ruch a jucha tryska strumieniami. Na szczęście cała plejada drugoplanowych postaci odrabia te niedociągnięcia z nawiązką. Dwie siostry Ichigo to ogień i woda. Yuzu jest wesoła, miła i uprzejma. Zawsze znajdzie dla brata dobre słowo i gar smacznego, pożywnego jedzenia - bo gotować lubi jak mało kto. Druga natomiast - Karin, to jędza i krzykaczka, wprowadzająca zamęt i piekląca się o byle co. Narwany ojciec rodziny, lekarz z wykształcenia, przy każdej nadarzającej się okazji ćwiczy syna w sztuce samoobrony, dzięki czemu Ichigo nie ma problemów w walce z demonami.
Inoue Orihime, cycata niewinność z klasy Kurosaki'ego to typowy przykład serialowego fan serwisu. Obfite kształty, których nie da się ukryć nawet pod mundurkiem, wielkie zdziwione oczęta i uległy charakter to marzenie większości facetów. Arisawa Tatsuki natomiast to postać, która jak ulał nadaje się do jakiegoś opracowania na temat bohaterek yuri. Silna, pyskata i bezkompromisowa. A jednocześnie czuła i opiekuńcza w stosunku do Inoue. Między tymi dwoma pannami coś iskrzy, ale z racji braku ograniczenia wiekowego oglądających, wątek ten nie został szerzej rozwinięty. A szkoda. Ishida Uryu jest przykładem fanserwisu dla żeńskiej części widowni. Wiadomo nie od dziś, że kobitki kochają się w długowłosych poważnych chłopakach, którzy dzielni są i waleczni ale nie pysznią się tym na prawo i lewo. Najbardziej ze wszystkich przypadł mi do gustu serialowy "zwierzak", czyli Yasutora Sado Przerośnięty ten chłopczyna posiada siłę trzech dorosłych facetów i rozum siedmiolatka. To połączenie sprawia, że nie bardzo wiadomo w jakich kategoriach go rozpatrywać. Ale może to i dobrze, bowiem Yasutora Sado w znaczący sposób ubarwia sobą fabułę i nie daje widzom przysnąć na przydługich scenach walk.
strony: [1] [2] [3] [4]
|