Valinor Panic!
Część pierwsza
"Piękności Vardy nie sposób opisać w mowie elfów czy ludzi, bo w jej obliczu dotychczas jaśnieje światło Iluvatara. W świetle jest jej siła i radość. [...] Ze wszystkich Możnych (Valarów - dop. aut.) zamieszkujących na tym świecie Varda cieszy się największą czcią i miłością elfów. Nazywają ją Elbereth i wzywają jej imienia pośród cieni Śródziemia, wielbią je w pieśniach śpiewanych, gdy gwiazdy wschodzą na niebie."
(J.R.R. Tolkien - Silmarillion: Valaquenta: Valarowie)
"Noldorowie - Elfy Głębokie, drugi hufiec Eldarów w wędrówce z Cuivienen na Zachód, prowadzony przez Finwego. Nazwa ( w języku quenejskim Noldo - l.poj., w języku sindarińskim Golodh -l.poj.) znaczy "Mądrzy", lecz w sensie posiadania wiedzy, nie zaś rozsądku i rozwagi."
"Kochali się bowiem w kunszcie mowy i pisma, w ozdobnych haftach, rysunkach i rzeźbie. Pierwsi opanowali tajniki szlifowania szlachetnych kamieni i wytwarzali przepiękne klejnoty."
(J.R.R. Tolkien: Silmarillion: 1. Indeks 2. Quenta Silmarillion: Początek Dni)
Było to w tych czasach, kiedy Dwa Drzewa rozświetlały Valinor, a Noldorom nie śniła się jeszcze ucieczka do ciemności Śródziemia. Feanor biegał jeszcze wesoło po łąkach i uczył się u Aulego sztuki rzeźbiarstwa, a Melkor od dawna przebywał głęboko w więziennych lochach. Elfowie zapominali czasy wojen, a Valarowie byli szczęśliwi. Tak się przynajmniej elfom wydawało.
Co jakiś czas Manwe urządzał huczne zabawy w ogrodach Taniquetilu, na które zapraszani byli elfowie ze wszystkich rodów. Muzyka, jaką tam słyszeli i światło Valarów było potem tematem wielu opowieści i natchnień dla vanyarskich poetów. Każdy Noldor marzył o naukach u Aulego, każdy Vanyar pragnął ujrzeć Vardę w tańcu i śpiewie. To był jednak widok mało dostępny dla elfich oczu. Podczas tych uroczystości Pani Gwiazd witała gości z łagodnym uśmiechem, jaśniejąc tak, że mało kto śmiał spojrzeć jej prosto w twarz. Jej słodki głos rozpoczynał hymn ku czci Eru, a potem stapiał się z chórem innych. Kiedy elficcy muzycy sięgali po instrumenty, Varda zwykła oddalać się niepostrzeżenie i nikt, nawet sam Manwe, nie wiedział dokąd.
Takiego właśnie dnia, kiedy wszystkie kwiaty w Ogrodach Loriena wydawały się jeszcze piękniej rozkwitać z okazji kolejnego święta ku czci Jedynego, ktoś biegł przez pachnące krzewy, przeskakiwał strumienie i zdawał się nie widzieć tego całego uroku otoczenia, wyraźnie bardzo się spiesząc.
Zdyszana elfka zatrzymała się na niewielkiej polanie i spojrzała z rezygnacją w stronę, z której widoczne było wzgórze z Dwoma Drzewami.
- O nie... - westchnęła i mocniej ścisnęła trzymane w rękach zawiniątko.
Elfka była Noldorką, bez wątpienia. Duże, szare oczy i delikatna jasna cera okolona burzą brązowych loków sprawiała, że była niezwykle piękna. Ale nie w taki sposób, jak piękne były Vanyarki ze swoją słodką urodą. Z niej bił blask przypominający światło Telperiona, a coś w wyrazie jej twarzy i wojowniczej postawie mówiło, że nie była ona przeciętną elfką. Była ubrana w lekką tunikę, jaką zwykli wkładać młodzi noldorscy uczniowie marzący o pracy u samego Aulego, do którego mistrzowie dopuszczali tylko najlepszych. Ona właśnie miała dostąpić tego zaszczytu i teraz z przerażeniem myślała, że właśnie spóźnia się na audiencję. Mistrz Finwe nie będzie zadowolony. A tyle razy wstawiał się za nią, kiedy krewni chcieli nie dopuścić jej do dalszych nauk uznając, że dotychczasowe wykształcenie wystarczy dla elfiej kobiety. Myśl o tym, że mogłaby go rozczarować, była nie do zniesienia. Elfka przyspieszyła kroku i biegła dalej, gdzie Drzewa rzucały rozedrgane wiatrem promienie na ścieżkę.
Minęła właśnie kolejny zakręt, kiedy szum wody podpowiedział jej, że strumień, który miała nadzieję przeskoczyć, rozszerzył się w wodospad. Istotnie, woda spływała kaskadami kilka metrów w dół, gdzie tworzyła spokojne jeziorko, zwężające się potem w strumień spokojnie nadający się do przejścia bez szwanku dla trzymanej kurczowo drewnianej rzeźby. Elfka energicznie przeskoczyła kamień i skierowała się w dół brzegu wodospadu. Zbyt energicznie. Kępka trawy, której się zamierzała przytrzymać okazała się być płytko osadzona w piasku i została w jej dłoni. Elfka utraciwszy na kilka sekund równowagę ześlizgnęła się do wody, tam, gdzie jeszcze strumień wodospadu burzył srebrzystym deszczem gładką taflę. Zawiniątko wypadło jej z ręki i byłoby wpadło do wody razem z nią, gdyby nie nieoczekiwana przeszkoda.
- Powoli! - czyjeś ręce chwyciły elfkę i przyciągnęły bezpiecznie na brzeg, tak szybko, że nie zdołała zareagować. Przed oczami mignęła jej burza czarnych włosów, po czym wyłoniła się z nich jasna, uśmiechnięta twarz.
- Och... - elfka aż usiadła z zaskoczenia.
Nieznajoma rozwinęła materiał, w który owinięte było jej zawiniątko. Była to niewielka drewniana rzeźba, acz niezwykle kunsztowna, przedstawiająca Dwa Drzewa. Każdy liść wydawał się być dopracowany tak, że powinien poruszać się z wiatrem. Nieznajoma spojrzała z uznaniem i oddała jej rzeźbę.
strony: [1] [2] [3]
|