- To bardzo piękne, masz talent - uśmiechnęła się i uniosła na nią duże, błękitne oczy.
Nie wiedzieć czemu, elfka poczuła, że się rumieni. I nie tylko. Poczuła mrowienie na skórze a gdy chciała wstać okazało się, że kolana ma dziwnie miękkie. To było zupełnie nieznane jej, obezwładniające uczucie, jakiego doznawała pierwszy raz w życiu i to zbiło ją zupełnie z tropu. Nieznajoma patrzyła na nią z lekkim uśmiechem, bardzo pewnym siebie, jak odniosła wrażenie. Nic dziwnego. Była przepiękna. Wyrazista twarz, z której tchnęła słodycz i jakaś siła, jakby nie miała do czynienia ze zwykłą elfką. Do tego jej biała sukienka była dość opięta na górze tak, że wszystkie kobiece kształty rysowały się idealnie. Na szyi miała zawieszony klejnot niezwykłej urody, wyglądający jak kryształ w kształcie gwiazdy, której dolna część zagłębiała się pod sukienką tak, że jeszcze bardziej zaczynała się rumienić. Opanowała się jednak.
- Dziękuję - zawinęła rzeźbę z powrotem i wstała.
- Co robisz z Ogrodach Loriena? - nieznajoma wciąż zastępowała jej drogę, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Spojrzenie to wydało jej się irytujące.
- To samo co i ty - odparła dość butnie.
- Przechodziłam.
Nieznajoma roześmiała się cicho.
- Tu właściwie nie wolno przechodzić - znów spojrzała jej w oczy, tym razem bardziej natarczywie. Elfka miała ochotę odepchnąć ją i uciec, ale nogi znów odmówiły jej posłuszeństwa.
- Co ty...
Nieznajoma jedną ręką chwyciła ją w talii i przytrzymała, zbliżając usta do jej twarzy.
Musnęła wargami jej czoło i nagle puściła ją.
Elfka poczuła jak kręci jej się w głowie. Na kilka sekund zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, nikogo koło niej nie było. Rozejrzała się naokoło. Pewnie pod wodospadem jest przejście - pomyślała zirytowana, ale nie miała zamiaru tego sprawdzać. Z mieszaniną złości, że ktoś ją tak bezceremonialnie potraktował i dziwnego podniecenia, jakie wciąż wprawiało jej serce w drżenie, przebiegła po płyciźnie na drugą stronę i kontynuowała wędrówkę.
- No, nareszcie! Już się zastanawiałem, co się stało! - Finwe popatrzył na nią surowo, choć w jego oczach kryła się iskierka wesołości i spora ilość ulgi.
- No, gdzie żeś się podziewała? - zagadnął patrząc na zdyszaną elfkę, której wilgotna i nieco brudna tunika wyraźnie podpowiadała, że jej droga do granicy kuźni Aulego nie obyła się bez przygód.
- Proszę o wybaczenie, Mistrzu! - skłoniła się lekko. - Pragnęłam, aby moja praca była godna oczu Najwyższych i ...
- No już dobrze, pokaż, co tam masz - Finwe uśmiechnął się pobłażliwie na ten wyraz skruchy. W istocie czuł słabość do tej dziewczyny. Była jedną z najzdolniejszych jego uczniów. I jedyną dziewczyną wśród nich. Chwilami jej wyraźnie wojowniczy i butny charakter przypominał mu jego własnego syna. Ale Feanor był jeszcze dzieckiem. Ona zaś powoli stawała się dorosłą noldorską wojowniczką. Wyraźnie inną od znanych mu noldorskich dziewcząt. Nie rozglądała się za przystojnymi młodzieńcami i wydawała się nie zauważać ich pełnych zainteresowania spojrzeń. Płonął w niej wyraźny ogień tworzenia, pchając ją ku wiedzy innego rodzaju. Większość czasu spędzała w samotności, poświęcając się rzeźbiarstwu. Uwielbiała odtwarzać coraz bardziej skomplikowane kształty, a dzieła jej były coraz bardziej dojrzałe. Jedni mówili, że była dziwna. Inni, mądrzejsi, przepowiadali jej niezwykły los. Niespokojny duch - mówiła dawno temu jej matka. - Niewinny i ognisty jednocześnie. Jak lilia oświetlona blaskiem gwiazd.
Nadano jej imię Elindil1. Lubiła je.
- Sztuka i wiedza dostępna elfom już przestała jej wystarczać - rzekł tego samego dnia Finwe stojąc przed Aulem - dlatego pragnę poprosić cię o opiekę nad nią, Panie.
- Niech zatem tak się stanie - uśmiechnął się Aule w stronę przejętej Elindil.
- Czy pragniesz podjąć naukę tutaj, Elindil?
- Tak, Panie! - odrzekła uszczęśliwiona i skłoniła się grzecznie.
Od tego czasu pilnie studiowała każde słowo Pana Tworzenia, jak między sobą nazywali Aulego uczniowie. Aule był niezwykłym Mistrzem. Mądrym i cierpliwym, przy tym potrafił przejrzeć na wylot ich pragnienia i wiedział, w jakim kierunku kto będzie podążał. Do jego uczniów należał też młody Feanor. Szybko okazało się, że rywalizował on ze wszystkimi o względy Aulego, pragnąc być najzdolniejszym uczniem. Wkrótce też okazało się, że największego rywala znalazł w osobie Elindil.
- Mój ojciec opowiadał o tobie - zagadnął ją któregoś dnia, kiedy wszyscy uczniowie mieli wyznaczone stanowiska obok siebie i ich zadaniem było wyrzeźbić drzewa. Twórca najpiękniejszego dzieła zostanie zaproszony na Taniquetil, gdzie wręczy je w prezencie samej Pani Gwiazd. Elindil, usłyszawszy o tym, poczuła szybsze bicie serca. Jej niespokojny duch dawno kazał jej marzyć o Taniquetilu, tych częściach, jakie były niedostępne dla elfich oczu. Dlatego Elindil pracowała wytrwale, w dzień i w nocy, nie potrafiąc myśleć o niczym innym.
- Myślisz, że wygrasz? - Feanor podszedł do niej z tyłu, znienacka zaglądając jej przez ramię. Odsunęła się z odrazą.
- Jedynie Aule może to ocenić. Przeszkadzasz mi - odparowała.
Feanor zachichotał i cofnął się o krok, ale znów podszedł, tym razem do stolika, przy którym pracowała.
- Temu drzewu wciąż brakuje ogłady... mógłbym cię nauczyć... - w jednoznaczny sposób przejechał palcami po pniu jej rzeźby. Z trudem pohamowała się, aby nie uderzyć go dłutem w zęby.
- Ciekawe, co twój ojciec powie na twoje metody zdobywania uznania... - wycedziła.
- Może dla odmiany postarałbyś się wykorzystać swoją pewność siebie we własnych dziełach?
Zanim Feanor zdążył odpowiedzieć, Aule, który zawsze czuwał nad swoimi uczniami, podszedł do nich i przyjrzał się obu pracom.
- Niezwykłe, Elindil. Dodaj liściom więcej blasku i delikatności, zaś ty, Feanorze... nieco ogłady, a dzieła wasze będą słynąć na cały Valinor - to rzekłszy oddalił się, a Feanor, wyraźnie bardziej dotknięty jego słowami niż odpowiedzią Elindil, pracował do końca dnia w milczeniu.
Po skończonej pracy oddaliła się szybko, pragnąc zaznać trochę ciszy i samotności, jakiej bardzo potrzebowała jej niespokojna dusza. Usiadła nad rzeką, ukryta w gęstych zaroślach i zapatrzyła się w niebo. Valakirka świeciła wyjątkowo jasno i wzbudzała w niej nieokreśloną tęsknotę. Westchnęła cicho. Bardzo pragnęła, aby jej dzieło okazało się najlepsze. Chciała zostać przedstawiona Pani Gwiazd, spojrzeć w jej prawdziwe oblicze i przekonać się, czy to, co mówią o jej pięknie, to prawda. Nagle zastygła słysząc szelest liści. Ktoś szedł ścieżką prowadzącą nad rzekę. Zamarła, mając nadzieję nie zostać spostrzeżoną.
strony: [1] [2] [3]
|