Nana
I oto nadeszła wiekopomna chwila, gdy dojrzałam do zobaczenia "Nany". Ustawianie napisów do anime to taki zdradliwy moment, kiedy człowiek patrzy również na obrazki. Czasem bywa i tak, że nawet nie zauważy, gdy obejrzy odcinek do końca. A potem drugi... I trzeci... I tak dalej, i dalej... Aż do ostatniego.
Z tego miejsca ostrzegam więc wszystkich wielbicieli historii obyczajowych, by przygotowali się na wciągającą, barwną i nasiąkniętą błyskotliwym humorem opowieść. "Nany" bowiem nie da się oglądać po łebkach. Wszyscy, którzy lubią przyspieszać akcję przy pomocy pilota, niech lepiej pozostawią to anime w spokoju.
Co takiego jest w "Nanie", że nie można się od niej oderwać? Na pewno nie znajdziemy tu poruszającej grafiki czy fajerwerków animacyjnych, ale za to całe mnóstwo treści. Ponieważ "Nana" jest o życiu. O samotności i przyjaźni, o miłości zdradzie i zaufaniu. O tym wszystkim, czego może chcieć od losu zwyczajna dziewczyna. Z premedytacją piszę "dziewczyna", bo pomimo występowania dużej ilości postaci płci niepięknej, głównym bohaterem jest kobiecy punkt postrzegania świata. Zagłębiając się w kolejne odcinki miałam wrażenie, że ktoś zaglądał w moje pamiętniki pochodzące z czasów, kiedy miałam 18-20 lat. Zobaczyłam nagle takie same problemy, tę samą galopadę myśli i ten sam sposób analizowania własnych zachowań. Zazwyczaj czuję się psychicznie podbudowana, kiedy widzę, że bohaterowie na szklanym ekranie borykają się z podobnymi rozterkami. Lecz jeśli chodzi o "Nanę" zgroza mnie ogarnia na myśl, że na świecie żyje więcej takich jak ja - pokręconych psychicznie osób, które myślą w taki sam, pokręcony sposób. Ai Yazawa - autorka pierwowzoru mangowego, ma niezwykłą zdolność rozkładania myśli na czynniki pierwsze i ponownego składania ich w inne, całkiem nowe wartości.
Dylematy. Któż ich nie ma? Jedni rozwiązują je szybko i skutecznie. Inni długo rozpamiętują swoje doświadczenia, grzebiąc w otchłani własnych odczuć. Taka niepewność wywołuje frustrację i popycha na coraz bardziej pokręcone ścieżki. Kobiety są mistrzyniami w komplikowaniu sobie życia. Zamiast walić prosto do celu, kluczą i wędrują opłotkami, jak - nie przymierzając, ja w drodze do głównego tematu niniejszej recenzji.
Do rzeczy więc...
Przedstawiam wam Nanę Komatsu - słodką i milutką dziewuszkę, która w dwudziestej wiośnie żywota opuszcza rodzinne miasteczko i wyjeżdża do Tokio. Chce spełnić swoje marzenie (posiadanie domku z ogródkiem) u boku ukochanego. Jednak życie na własny rachunek to nie takie hop - siup. Wyrwana nagle spod klosza rodzicielskiej opieki, rzucona na głęboką wodę Nana rozpoczyna rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Spieszę jednak uspokoić wszystkich, którzy w tej chwili pomyśleli, iż mają przed sobą melodramat rodem z kina francuskiego. Nic z tych rzeczy. Serial bowiem pełen jest niewymuszonego humoru oraz wspaniałych SD, jakże charakterystycznych dla Yazawy. Przede wszystkim jednak zawiera treść! Może wydawać się wam to głupie, ale w dobie natłoku idiotycznych historyjek spod szyldu DB, każdy bardziej wymagający widz doceni dobrą fabułę i sprawną akcję. Wracając jednak do głównego wątku. Roztrzepana, trzpiotowata Nana - przechrzczona przez współlokatorkę na Hachiko zakochuje się w każdym facecie, który jest przystojny i okaże jej trochę serca. Komuś patrzącemu z boku taka dziewczyna może się wydać płytka i łatwa, ale Hachi i nie potrafi żyć bez kogoś, na kogo mogłaby liczyć. Ta potrzeba bycia akceptowaną pcha ją w ramiona kolejnych partnerów i przysparza mnóstwo sercowych rozterek.
strony: [1] [2] [3] [4]
|