Kizuna
"Kizuna" należy do gatunku yaoi. Zaznaczam to od razu na początku recenzji, żeby nie było nieporozumień. Nie zamierzam nikogo namawiać na oglądanie tego anime, ani nikogo nie zmuszam do zrewidowania własnego światopoglądu. Dla przypomnienia i dla tych, którzy nie zaglądali do naszego manganimowego słownika przypomnę, że głównym tematem yaoi jest miłość męsko-męska. Skoro więc mamy za sobą wstęp, przejdę do meritum, czyli przybliżę anime tym wszystkim, którzy dotrwali do tego miejsca.
Ranmaru Samejima, płowowłosy bishounen (czyli mówiąc po polsku - przystojniak), były mistrz Japonii w kendo, żyje w niewielkim mieszkanku z Kei Enjojim. Razem chodzili do szkoły, razem też studiują. Ran jest żywą legendą i obiektem uwielbienia części studentów, przez co Kei zasypywany jest tysiącami pytań na jego temat. Nie może być pewien dnia ani godziny, kiedy dopadnie go rozwrzeszczana, łaknąca wiadomości o mistrzu kendo hałastra. Wraz z rozwojem fabuły dowiemy się, że Ran narażony jest nie tylko na wścibstwo fanów.
Kei Enjoji to typowy seme. Silny, twardy i bezkompromisowy, a przy tym czuły i opiekuńczy. W obecności Ranmaru topnieje jak wosk i dałby się za niego pokrajać na kawałeczki. Dlatego bardzo ciężko przeżywa wypadek, do którego doszło w niezbyt odległej przeszłości i za który czuje się odpowiedzialny. Co się stało i dlaczego, nie będę zdradzać, bo popsułabym przyjemność oglądania tym wszystkim, którzy zdecydują się zobaczyć Kizunę. Dodam tylko, że Enjoji złożył wtedy ciężko rannemu Samejimie przyrzeczenie, które wzruszyło mnie bardziej, niż większość melodramatycznych scen, jakich w japońskich kreskówkach jest zatrzęsienie.
Cała fabuła kręci się wokół wątku przyjaźni i miłości pomiędzy głównymi bohaterami. Pojawi się także trzeci bishounen, Kai Sagano, który odegra rolę "zakłócacza" i wydatnie przyczyni się do przyspieszenia akcji. Na całe szczęście w "Kizunie" brak łzawych wstawek, rozpaczliwego łkania i załamywania rąk jak to się dzieje w większości historii shoujo.
Teraz trochę o wizualnej stronie "Kizuny". Manga Kazumy Kodaki, na podstawie której powstało anime, powstała na początku lat dziewięćdziesiątych, co miało duży wpływ na wygląd tak postaci jak i otoczenia. Jeśli ktoś z was oglądał wcześniej "Great Teacher Onizuka", będzie wiedział, co mam na myśli. Postaci są duże, odziane w workowate, bezkształtne marynary, popularne w latach 80, ale spotykane również na początku lat 90 ubiegłego wieku. Patrząc z perspektywy czasu mogę śmiało
powiedzieć, że jest to coś okropnego, ale sama pamiętam, jak się wtedy ubierano. Dla mnie więc "Kizuna" to powrót do przeszłości, przypomnienie "błędów młodości". Nieco młodszym odbiorcom, nie mającym żadnego punktu odniesienia, takie przedstawienie postaci może nieco popsuć przyjemność oglądania. Jako, że kobiet w tym anime jak na lekarstwo, duże gabaryty jeszcze bardziej rzucają się w oczy.
strony: [1] [2]
|