Hellsing
Pierwszy raz z "Hellsing" zetknąłem się kawał czasu temu. Najpierw zobaczyłem gdzieś trailer serii TV, a potem przeczytałem recenzję rzeczonej serii w śp. "Kawaii". Wyglądało ciekawie, zwłaszcza motywy poświęcone związkom nazistów i sztucznych wampirów, chociaż zalatywało troszkę klimatami "gore". Oglądnąć, koniec końców nie miałem mangi okazji. Tak więc moja radość była wielka, gdy w 2004 wydawnictwo J.P. Fantastica ogłosiło, że wyda mangę "Hellsing" w Polsce.
Manga opowiada o losach Zakonu Rycerskiego Kościoła Anglikańskiego, potocznie zwanego "Organizacją Hellsing", której zadaniem jest obrona współczesnego Imperium Brytyjskiego przed różnego rodzaju nadnaturalnymi zagrożeniami. Nieoficjalnie i po kryjomu oczywiście, no bo kto w dzisiejszych czasach wierzy w duchy, prawda? Głównym egzekutorem organizacji, dookoła którego kręci się cała fabuła, jest potężny wampir, Alucard. Został on wiele lat wcześniej pokonany przez założyciela organizacji i zmuszony do służby i pomocy w walce ze swoim rodzajem. Obecnie na czele organizacji stoi młoda dziedziczka rodu Hellsing'ów, Integral Wingates Hellsing.
Akcja mangi zaczyna się w małej, angielskiej wiosce Cheddars, w której pewien wampir, podszywający się pod pastora, urządził sobie krwawą jatkę. Władze zareagowały wysyłając oddziały specjalne policji, co skończyło się jeszcze większą masakrą. Kilka oddziałów antyterrorystów później, wezwano na pomoc organizację Hellsing, która pojawiła się w postaci swojej przywódczyni, Integry, oraz "specjalisty od likwidowania wampirów", czyli Alucarda. Ten do wioski wszerzem, pomagając mu zlikwidować dwójkę szalonych mordercdł, zrobił swoje (czyli wybił wszystko co się ruszało) i wrócił. Z jednym "ale"... Przyprowadził ze sobą jedną z niedoszłych ofiar wampira-pastora, policjantkę Victorię Seras, która mając w alternatywie wykrwawić się na śmierć, wybrała ugryzienie Alucarda i byt wampira. Wkrótce potem bierze ona udział w swojej pierwszej akcji ze swoim mistów-wampirów. Jednak niewiele później, podczas likwidacji wampirów w Beydrik, małym mieście w Północnej Irlandii, Alucard i Seras natykają się na wysłannika okrytego złą sławą wydziału 13 "Iscariote" Watykanu, księdza Aleksandra Andersena. Nie jest on normalnym człowiekiem, jego ciało wyposażone jest bowiem w "regenerator", pozwalający mu absorbować obrażenia, które zabiłby nawet wampira. Ze spotkania obie strony wychodzą ostro poharatane, ale z niecierpliwością wypatrujące możliwości powtórnej walki. Tymczasem okazuje się, że ostatnia fala pojawień się wampirów nie jest do końca naturalna i ma swoje źródło w odległej Ameryce Południowej... (O ile pojawianie się wampirów może być "naturalne" oczywiście).
Cóż mogę rzec o tej mandze? Tusz. Dużo czarnego tuszu. Szarego też, odcień zależy od pory dnia/nocy, w której rozgrywa się rzeź. Bo to nawet ciężko "walką" albo "pojedynkiem" nazwać, tutaj każde starcie to rzeź, z odrywanymi kończynami, wypruwanym flakami, bryzgającą krwią, przysłowiowa "ręka, noga, mózg na ścianie". I podłodze, suficie i całej reszcie. I jest tego w każdym tomie sporo. Aż dziw, że na czytającego nie bryzga. Co poza tym? Cóż, moim zdaniem twórca mangi jest trochę chory. Te wszystkie sceny przemocy, okrucieństwa, pomysły na fabułę... No i ten kącik "Luke'a i Yan'a" na końcu każdego tomu... Psychodela pierwszej klasy. Ale może przejdźmy do czegoś innego. Fabuła wbrew pozorom pod głęboką warstwą posoki istnieje, a nawet miejscami jest całkiem niezła. Cała intryga jest odsłaniana stopniowo, by zakończyć się wielkim finałem. Dosłownie wielkim, bo jak inaczej nazwać inwazję na... [Spoiler] Postacie są bez wątpienia ciekawe i występują w dużych ilościach. Poczynając od Alucarda, który łączy cynizm i przerażającą skuteczność z "byciem na luzie". Ksiądz Aleksander Andersen obok bycia fanatycznym tępicielem "heretyków i antychrystów" jest równocześnie uwielbianym przez podopiecznych wychowawcą w katolickim sierocińcu na przedmieściach Rzymu. Lokaj rodziny Hellsing'ów i jednocześnie zastępca Integry w organizacji, Walter, był kiedyś (i nadal pozostaje) egzekutorem zakonu. Główny zły serii, Major, jest, jak go opisał autor: "z wyglądu otaku, z charakteru otaku, w głębi duszy otaku". Otaku czego zapytacie? Ano wojny, moi drodzy, wojny... Uwielbia Krieg każdego rodzaju... Dialogi są całkiem niezłe, chociaż naprawę wybitne rozmowy/monologi zdarzają się rzadko. Ale są. W mandze dość często pojawia się humor. Przejawia się on na różne sposoby, miejscami jest sprośny innym razem czarny, zawsze absurdalny, ale generalnie trzeba przyznać, że pasuje do całej reszty. Skoro to opowieść, w której występują katolicy, protestanci, wampiry, naziści i tak dalej, to nie mogło zabraknąć symboliki i różnego rodzaju gier słownych, prawda? Weźmy chociażby imię głównego bohatera: Alucard. Odwróćcie je sobie i poznacie dawną tożsamość pana w czerwonym płaszczu. Nie bez kozery jego szefowa nazywa się Hellsing. Innym przykładem jest specjalny wydział 13 Watykanu - Iscariote. Nazwa ta pochodzi od Judasza, jednego z uczniów Jezusa. I tak dalej, i tak dalej. Jednak autor nie ustrzegł się od błędów. Na przykład w jednej ze scen Maxwell, przywódca Iscariote wylicza zmobilizowane siły Watykanu: "Zakon Maltański, Joannici, Szpitalnicy". Wszystko fajnie, tylko że wymienione przez niego zakony, to w rzeczywistości jeden i ten sam.(Który przez wieki po prostu zmieniał nazwę) Ale generalnie nie ma takich potknięć zbyt wiele.
strony: [1] [2]
|