..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia

 

 

 

 

 

 

 

KONWENTY

 >SZUKAJ


>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago




Ostrze z łatwością przebiło się przez grubą skórę bestii i z równą łatwością dało się wyciągnąć z cielska. Zieloną trawę i polne kwiecie splamiła ciemna posoka. Zamachnął się do kolejnego ciosu, kątem oka usiłował śledzić pozostałe potwory.
Nie było dobrze, wdając się w zwarcie z jednym pozwolił pozostałym pomiotom zajść się z boku. Otaczały go powoli. Zaklął szpetnie. Jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to skończy marnie, miotając się w pułapce niczym dzikie zwierzę. Ocenił wzrokiem stan zranionej kreatury, po czym rozpoczął inwokację. Trafiła kosa na kamień, przeszło mu przez myśl, lecz zdanie szybko znikło z jego umysłu, zastąpione przez wspaniałe uczucie dzierżenia władzy w dłoniach - bliskie ekstazie, które zawsze towarzyszyło mu podczas rzucania najpotężniejszych zaklęć. Moc trzaskała wokół niego, a otoczenie zdawało się skryć w cieniu w obliczu najpotężniejszego z mrocznych zaklęć dostępnych ludziom.
Nie miał czasu do namysłu, tuż po uwolnieniu czaru odskoczył, o włos mijając długie na łokieć kolce, które wbiły się w miejscu, w którym stał. Syknął, gdy ostrze kosy rozcięło głęboko jego rękę, zmuszając do upuszczenia broni. Kolejny unik, znowu udało mu się tylko dzięki nadzwyczajnemu refleksowi. Jego broń tyle szczęścia nie miała, z drzewca kosy zostały drzazgi. Jego uszy złowiły jakiś szelest. Rzucił się szczupakiem na ziemię, chwytając ostrze kosy i przekoziołkował, błyskawicznie znajdując się przy jednej z poczwar. Zagłębił w niej swoją prowizoryczną broń, metal wbił się niczym w masło, dając kres żywotowi pomiotu.
Wizg! Zbyt wolno! Zacisnął zęby, zatoczył się. Darń u jego stóp splamiły szkarłatne plamy.
Cofnął się o krok, w sam raz, by błyskawica zaklęcia minęła jego nogę.
Pospiesznie wyszeptywał słowa inwokacji, widząc w tym swoją jedyną szansę. Nim doszedł do połowy potężny cios odebrał mu dech. Upadłby, gdyby nie oparł się plecami o drzewo.
"Oo, krew!" pomyślał z idiotyczną wesołością. Przed oczyma tańczyły mu ciemne plamy, miał zawroty głowy, metaliczny, słonawy smak wypełniał mu usta. Powoli osunął się na ziemię.

***

Spomiędzy drzew dało się już dostrzec polanę. Gabin jęknął głucho i zamarł w bezruchu, ze zgrozą wpatrując się w scenę rozgrywającą się przed nimi. Wśród kwiecia leżało ścierwo bestii niemalże w całości pokrytej pancerzem z długich, wyglądających na ostre, kolcach. Z pyska sterczał mu fragment metalu, błyszczący w świetle promieni słonecznych. Dwa kolejne potwory zbliżały się do drzewa, o które oparł się plecami i powoli osuwał na ziemię...
- Na wszystkie świętości! - wykrzyknął Gabin, wytrzeszczając oczy. - Przecież on był martwy! Zabiłeś go!
Generał syknął i dobył miecza. Ostrze Masamune zalśniło, jakby wieszcząc śmierć wszelkiej nieprawości, z jaką się zetknie.
Młody rycerz aż sapnął, ale zdołał oderwać wzrok od legendarnej broni i skierować rękę po własny oręż.
- Zostajesz - rozkazał krótko generał i jednym potężnym susem wybił się w powietrze by opaść miękko tuż przy rannym czarnoksiężniku.

***

Glenn ocenił szybko stan poczwar, po czym zerknął w stronę Magusa. Zaklęcie zaszkodziło im w znacznym stopniu, ale to czarownik leżał teraz pod drzewkiem z umysłem gdzieś w krainie wiecznych łowów, krwawiąc, jak nie przymierzając świnia, która miała nieszczęście zetknąć się z nadzwyczaj niezdarnym rzeźnikiem.
Przesunął nieco ręce na rękojeści, poprawiając uchwyt. Wyskoczył po raz kolejny w powietrze. Obnażone ostrze miecza zagłębiło się w pysku ofiary po samą rękojeść, by po chwili wyjść równie gładko, gdy odbił się i uniknął ataku ostatniej bestii.
Po chwili i ta legła.
Nie kłopocząc się wycieraniem miecza wbił go w darń i podszedł do Magusa. Zapach kwiatów mieszający się z metaliczną wonią krwi oszałamiał.
- Żywyś jeszcze? - zagadnął.
Czarownik w odpowiedzi odkaszlnął i zakrwawił ostatnie kępki trawy, które dotychczas nie przybrały czerwonawej barwy.
Glenn zakumkał z konsternacją i wyszeptał kilka słów.
W tym czasie Gabin uznał, że może już opuścić kryjówkę. Wyszedł na polankę, chcąc zobaczyć, jak generał daje kres marnemu żywotowi czarnoksiężnika. Wielkie było jego zdumienie, gdy rany Magusa zaczęły się zasklepiać.
- Co robisz?! - wykrzyknął ze zgrozą, zapominając o tytułach i szacunku należącym się generałowi, wielkiemu bohaterowi ludzkości. - Dlaczego mu pomagasz, ty zd...!
- Zamknij się - polecił mu uprzejmie Magus, po czym splunął z niesmakiem i podniósł się z ziemi. Jego potężna sylwetka górowała nad rycerzami Guardii.
- Czyś ty do szczętu rozum stracił?! - dzierżyciel Masamune nie był tym specjalnie strapiony, w przeciwieństwie do swojego towarzysza, któremu ciarki przebiegły po grzbiecie. - Szaleństwo w ciebie wstąpiło?! Przecież dobrze, wiesz...
- ...że tego było cztery razy więcej ode mnie - prychnął czarownik, wykrzywiając z pogardą wargi. - A co nadworna ropucha królowej robi tak daleko od pałacowych salonów?
- Uważaj na język! - wykrzyknął Gabin, odruchowo kładąc dłoń na rękojeści miecza.
Magus sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie zauważył jego obecności.
- Owa ropucha przed chwilą podziwiała czarownika, który nadzwyczaj udanie udawał fontannę.
- Tylko nie karz mi dziękować - burknął czarnoksiężnik.
- Nie spodziewam się, byś z nagła stał się prawy - generał przewrócił oczyma. - Cóż cię sprowadziło w te strony? I czasy?
Ostatnie pytanie, dodane po chwili namysłu, sprawiło, że Gabin przestał rozumieć cokolwiek. Obaj mężczyźni ignorowali go całkowicie.
- Jakbyś się nie domyślał, płazie - wzruszył ramionami Magus, włosy w niespotykanym błękitnym kolorze zafalowały lekko. Pieśni Mistyków nie bez powodu porównują je do wzburzonego morza, przeszło młodemu rycerzowi przez myśl. - Nie lubię spędzać długiego czasu wśród ksiąg jak jakiś gryzipiórek, ale ta metoda jest skuteczniejsza niż przeszukiwanie stulecia po stuleciu.
- Domyślam się - przytaknął generał, po czym zerknął w stronę bestii, leżących wśród dzikich kwiatów. - A cóż te bestie tu robiły?
- Nie mam pojęcia - mag skrzywił się, długie, nieludzkie kły błysnęły w kącikach ust.
- Przybyłem tutaj, gdy mych uszu dobiegły pogłoski o bestii straszliwej. Jak widać - Glenn wskazał na truchła - okazały się prawdziwe. A cóż ciebie zagnało na tę urokliwą polankę? Umyśliłeś sobie wianki pleść?
- Nie próbuj być złośliwy, płazie - powiedział bez przekonania Magus. - Jeden z pomiotów oczekiwał już mojego przybycia na zamku, kolejnego spotkałem na szczycie Denadoro, chociaż nie mam pojęcia, jak bydlę tam wlazło. A teraz całe stado w Przeklętym Lesie.
- Nie mają prawa najmniejszego istnieć - wymamrotał Glenn, po czym dodał z namysłem. - I cóż może łączyć te miejsca?
- Na szczycie Denadoro... tam był ten przeklęty miecz? - spytał z namysłem i wyraźnym niesmakiem na twarzy czarownik, gdy jego wzrok skierował się na świętą klingę Masamune. Odpowiedziało mu twierdzące skinienie głową.
- W takim razie to lezie za wszystkim, co pochodzi z Zeal. Chociaż nie mam pojęcia, dlaczego trafiłem na radosne potomstwo Lavosa akurat tutaj.
- Przez dłuższy czas mieszkałem tutaj, przechowując szczątki Masamune, które udało mi się odnaleźć - powiedział generał. Nie zwracając uwagi na kpiące prychnięcie maga dodał: - A skąd taki domysł?
- Bo lazło za mną przez pół lasu - warknął. Po czym drgnął, jakby tknięty nagle myślą, która musiała go poruszyć.
- Czy ta twoja królowa - zaczął powoli - zrobiła już sobie bachora?
Generał jęknął głucho, chwycił rękojeść miecza i nim minęła sekunda ostrze Masamune wycelowane było w pierś czarnoksiężnika.
- Miejże trochę szacunku do królewskiej krwi! - wykrzyknął gniewnie.
- Zabieraj to żelastwo sprzed mojego nosa - burknął Magus, jakby groźba w słowach żabiego rycerza nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. - I swoją ropuszą gębę, bo już patrzeć na ciebie nie mogę!
- Co cię ugryzło? Mało dzisiaj po tyłku dostałeś?
- Zeal, idioto - prychnął czarownik, z pogardą patrząc na wściekłego rycerza, a jego głos aż ociekał od ironii. - Jeżeli twoja cudowna i jakże szlachetna królowa nie zdąży dorobić się potomstwa, to historia wywinie takiego kozła, że nie pozbieramy się ze śmiechu...
- Twierdzisz, że... na niebiosa! Naszyjnik! - wykrzyknął, a ostrze omal nie wypadło mu z dłoni. - Myślisz, że ten potwór plugawy próbuje zniweczyć bieg historii?
Myśli Glenna gnały jak szalone, gdy usiłował zrozumieć ciągle dla niego nieodgadnione tajniki magii. Czy to możliwe, aby akurat pozostałości po magicznym królestwie w jakiś sposób przyciągały plugawe potomstwo Lavosa? A jeśli tak, to dlaczego nawet miejsca, w których przedmioty przebywały, działały na bestie jak magnes? Skoro miejsce spoczynku oręża wykutego przez jednego z zealiańskich mędrców tak działało na potwory, to jak silna musi być aura naszyjnika, za pomocą którego najstraszliwsza istota w dziejach została zbudzona?
- Na niebiosa! - odpowiedział Magus, naśladując ton głosu rozmówcy. - On zrozumiał! Ja zapiszę gdzieś ten przebłysk geniuszu!
- Jeżeli jest tak, jak rzeczesz, to czym prędzej powinienem wrócić do zamku i strzec mej pani - ruchem głowy nakazał Gabinowi zawrócić. - A ty...
- Jeżeli nie trafię na jego bękarty, to znaczy, że jej tam nie ma - wzruszył ramionami.
Nie padły już żadne słowa, czarownik odleciał, bez pożegnania. Peleryna w barwie krwistej czerwieni szybko znikła im z oczu.



strony: [1] [2] [3] [4]
komentarz[9] |

Komentarze do "Poprzez czas cz.3 - Monsun"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Viol
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


>POLECAMY!


      Sonda
   Aktualnie nie jest prowadzona żadna ankieta.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

      Top 10

      Statystyki
mieszkańcy online:

wędrowców: 0

      ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.032106 sek. pg: