..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia

 

 

 

 

 

 

 

KONWENTY

 >SZUKAJ


>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago




Szli powoli, praktycznie wlokąc się uliczkami Mediny w stronę portu. Ozzie człapał przed nimi opierając się na miotle, jakby chciał rozłożyć swój ciężar na dodatkową podporę.
- Rozumiesz, że wam, ludziom nie można ufać. Prawda, ludzka dziewczyno? - gderał. Trzonek miotły pozostawiał po sobie małe wyżłobienia w piasku, szybko zasypywane przez wiatr. - Dlatego muszę się upewnić, że opuścisz to miejsce.
Mimowolnie skrzywiła się z niesmakiem i odwróciła głowę, aby nie patrzeć na jego rozkołysany, kaczkowaty chód.
W oddali widać było morze, błękitną smugę odcinającą się od zieleni roślinności i bieli chmur. Kolory wydawały się tak wyraziste, że aż nierzeczywiste niczym żywcem wzięte z dziecięcego rysunku. Zmarszczyła brwi. Już kiedyś z całą pewnością widziała równie ostre barwy podobnego krajobrazu.
Zakręciło jej się w głowie. Przystanęła przykładając rękę do czoła. Melvin z troską położył dłoń na jej ramieniu. Zwalisty Mistyk przeczłapał jeszcze kilka kroków po czym orientując się, że nikt nie idzie za nim obejrzał się i sarknął z irytacją.
- Będziecie tam tak stać i czekać, aż ląd się cofnie?
Zawrócił i podszedł do nich na kilka kroków.
Powietrze między nim a Schalą wydawało się falować, niczym podczas wielkich upałów, rozmywając kontury. Dziewczyna westchnęła cicho i zamarła w bezruchu, Mistyk wydawał się nie zauważać zmian.
Uniosła rękę chcąc go ostrzec, ale zanim zdążyła wypowiedzieć słowo Ozzie znalazł się w centrum dziwnego zjawiska. Nagły ostry, błękitnawy błysk zmusił ją do zaciśnięcia powiek. Pełen przerażenia skrzek Mistyka zdawał się dobiegać z wielkiej odległości i urwał się nagle.
- Co to jest? - wyszeptał Melvin.
Otworzyła oczy. Jak się spodziewała - przed nią znajdowała się Brama, której opalizujący błękitny kolor kontrastował z zielenią traw. Wisiała jakąś stopę nad ziemią, stanowiąc swoistą wyrwę w krajobrazie.
- Dziękuję ci - powiedziała kierując słowa do bliżej nieokreślonej osoby. Wzięła głęboki wdech, po czym przeszła przez portal.
Melvin zamrugał widząc Schalę bez najmniejszych obaw pogrążającą się w... czymkolwiek to było. Zmrużył oczy, chcąc dostrzec cokolwiek poza - teraz nikłym, światłem.
Krawędzie tej rzeczy zadrżały, jakby ostrzegając przed rychłym zamknięciem się. Omiótł wzrokiem otoczenie po czym wzruszył ramionami i, wstrzymując oddech, zanurzył się w błękicie. Wrota zamknęły się tuż za nim.

Odetchnął z ulgą czując pod stopami twardą ziemię. Wyglądało na to, że już nie przebywał w tym... tunelu. Co prawda nie było to bolesne. Ba, zupełnie nic nie czuł i to właśnie było najgorsze. Otworzył jedno oko i zlustrował otoczenie. Drzewa, niebo, trawa, Ozzie siedzący na ziemi i dyszący z przerażenia. Zamrugał i rozejrzał się w poszukiwaniu Schali. Stała kilka metrów dalej odwrócona do niego plecami, emanując spokojem, jakby zupełnie nic się nie stało.
- Coś ty zrobiła, ludzki pomiocie?! - wyrzęził zwalisty Mistyk z trudem wstając. Ciężko opierał się na miotle. - Gdzie my jesteśmy?!
- Właściwe pytanie to "kiedy" - poprawiła go zachowując stoicki spokój.
- Co? - jęknął z wyrazem całkowitego braku zrozumienia na twarzy. - Coś ty zrobiła, ty...
- Ozzie, powściągnij język zanim powiesz coś niewłaściwego - Melvin przerwał mu, zanim zdołał dojść do sedna wypowiedzi.
Odwróciła się patrząc na niego z zaskoczeniem na twarzy.
- Dlaczego poszedłeś za mną?
- Nie pożegnałaś się - wzruszał ramionami i przypomniał sobie, że w rękach ciągle ściska pakunek z jedzeniem, jaki dla niej przygotował. - I o tym też zapomniałaś...
- Zostawiłeś swoją bibliotekę - wpatrywała się w jakiś punkt za jego plecami, jakby szukając śladów po bramie.
- I tak nikt tam nie zaglądał. To gdzie i kiedy właściwie jesteśmy?

***

Wcześniej (lub też później, zależnie od tego, do jakiego czasu trafili), spacery wśród drzew były znacznie przyjemniejsze i zdecydowanie łatwiejsze. A przynajmniej do takiego wniosku doszedł Melvin, gdy po raz kolejny potknął się o wystający korzeń. Nie było jednak tragicznie - nie był w końcu Ozziem. Gdy patrzył na opasłego towarzysza z trudem stawiającego kolejne kroki i haczącego notorycznie skrajem szaty o jakiś krzak, robiło mu się żal biedaka. Ale z drugiej strony... mogło to mieć znacznie bardziej zbawienny wpływ na jego tuszę niż machanie miotłą.
Linia drzew urwała się równie nagle jak się zaczęła. Przed nimi rozpościerała się polana. Chociaż w tym wypadku bardziej odpowiednim słowem byłoby "gruzowisko", ze względu na ilość głazów różnej wielkości niemal całkowicie zaściełających wolną przestrzeń. Porośnięte mchem, gładkie i owalne kamienie tworzyły kompletnie nielogiczną mozaikę wśród traw i chwastów, które desperacko usiłowały rosnąć na tym terenie.
Ozzie, z wyrazem nieziemskiej ulgi na twarzy usiadł ciężko na jednym z kamieni, układając miotłę na kolanach. Melvin z ciekawością podszedł do szczególnie wysokiej sterty skał, na szczycie której z uporem próbowała wyrosnąć skarlała topola. Wiatr delikatnie poruszał liśćmi i podrywał w powietrze drobinki pyłu.
- Nie podoba mi się to miejsce - mruknął Ozzie, przesuwając wzrokiem po otoczeniu. - Gdziekolwiek jesteśmy wolałbym przebywać w innym miejscu.
Schala spojrzała na niego po czym podeszła do jednego z kamieni i przesunęła po nim dłonią. Pod opuszkami palców poczuła delikatne wyżłobienia układające się w zbyt logiczne wzory, jak na dzieło natury. Koncentrując się na samym dotyku powoli szła naprzód, śledząc ścieżki w kamieniu.
- Czy wy uznaliście ignorowanie moich przeczuć za punkt honoru? - wysyczał Ozzie. - Powtarzam raz jeszcze, to miejsce jest...
- Jak cmentarz - wpadła w słowo Schala uśmiechając się delikatnie, smutno. - Te gruzy kiedyś były pod wodą. Dlatego są takie gładkie i prawie nie można wyczuć zdobień.
- Pod wodą? - powtórzył Melvin marszcząc brwi. - Ale przecież erozja zajęłaby dużo cza... och.
Pacnął się lekko w czoło i zaśmiał cicho.
- Ciągle zapominam, że nie jesteśmy wtedy, kiedy... - usiłował znaleźć odpowiednie słowo. Bezskutecznie. - To mogą być pozostałości po jakimkolwiek mieście, nawet Medinie, prawda?
Zaprzeczyła ruchem głowy, przesunęła palcami po włosach w tak niespotykanym kolorze, kojarzącym się z niebem.
- Nie. To są pozostałości po miejscu, w którym żyli ludzie władający magią, dawno temu.
- Ludzie i magia! - prychnął Ozzie. - To jest śmieszne!
Melvin zeskoczył z gruzu. Teraz stąpanie po kamieniach wydawało mu się w jakiś sposób nieodpowiednie.
- Trochę logiki, to nie boli - przewracając oczyma skomentował słowa towarzysza. - Przecież ona j e s t człowiekiem, używa magii i jakoś świat się jeszcze nie wali!
Pokręciła głową. Zamilkł posłusznie rozumiejąc, że nie chciała kłótni. Uśmiechnął się cierpko do swoich myśli. Jego przodek wyglądał jak baba. On natomiast zachowywał się jak baba. A świat czy cokolwiek, co odpowiadało za taki stan rzeczy, miało nad wyraz paskudne poczucie humoru.
- On ma trochę racji. Ludzie tak bardzo lubią śnić, że tracą kontakt z rzeczywistością i muszą upaść.
- Skoro doszliśmy do porozumienia to odejdźmy z tego miejsca.
Melvin wzdrygnął się. Ściemniało się. W powietrzu panowało napięcie, jakby zaraz miało się coś stać. W tym momencie paskudne poczucie humoru istoty nadzorującej porządek wszechrzeczy dało o sobie znać raz jeszcze.
Z mrocznych zakamarków wśród gruzów wynurzyły się cieniste kształty, wydając z siebie potępieńcze wycie. Melvin odskoczył unikając trafienia i zatoczył lekko. Kamienie i żwir skutecznie ograniczały pole manewru, a atakujące potwory to wykorzystywały.
- Na zęby moich przodków! Co, do diaska?! - wykrzyknął Ozzie, pomimo tuszy nadzwyczaj sprawnie unikając ciosu. - Co to jest?!
Jeden z cienistych kształtów zamajaczył tuż przed Melvinem. Przez ułamek sekundy był w stanie dostrzec jasne szpary oczu i paszczę, z której dobiegło syczenie, zanim istota rzuciła się na niego. Krzyknął, gdy poczuł jak ostre zęby z łatwością przecinają skórę.
Kątem oka zarejestrował jakieś poruszenie tuż za sobą. Coś ze świstem opadło ponad jego ramieniem, a napastnik odsunął się. Oczy mu łzawiły, więc zamrugał żeby widzieć wyraźniej. Witki.
- A ty byś uważał - burknął Ozzie i zamachnął się miotłą po raz kolejny.
Przytaknął niecierpliwie i odszukał wzrokiem Schalę. Dziewczyna cofała się na chwiejnych nogach. Przed nią majaczył jeden z cienistych kształtów. Szykował się do ataku. Melvin odruchowo wstrzymał powietrze. Świadomość, że nie może nic zrobić bolała. Potwór ruszył do ataku. Z impetem wpadł na twardą tarczę zieleni, która wyrosła gwałtownie tuż przed niedoszłą ofiarą. Oczy Schali rozszerzyły się w zdumieniu, jakby zupełnie nie panowała nad tym, co się działo.
Poczuł szturchnięcie w bok, odwrócił się gwałtownie. Ozzie.
Zranione ramię zabolało, przycisnął do niego rękę. Chwila nieuwagi mogła okazać się zgubna. O ile już nie była - stworzenia okrążyły ich odcinając drogę ucieczki. Nie mogli wiele zdziałać, miotła Ozziego nie nadawała się na oręż, a na rozszalałej magii nie można było polegać.
Odskoczył, jedno ze stworzeń przemknęło tuż obok jego nogi. Zdawał sobie sprawę, że długo tak nie pociągną. Gdzieś pomiędzy pniami drzew dostrzegł błysk światła, ale zaraz stracił go z oczu. Kolejny unik, kamienie chrzęszczące pod stopami. Mało brakowało, a potknąłby się.
Odwrócił się nie chcąc tracić z oczu cienistej istoty. Tuż przed jego twarzą, zupełnie nagle, wybuchła płomienna kula. Jęknął odsuwając się na drżących nogach. Z atakującego potwora wiele nie zostało. Zerknął w bok. Schala stała z wyciągniętą ręką, dysząc ciężko. Jej dłoń drżała lekko.
Spomiędzy drzew wyłoniły się ludzkie sylwetki oświetlone drżącym i migoczącym światłem pochodni. Potwory usiłowały oddalić się od światła, zupełnie jakby sprawiało im ból. Ale krąg się zacieśniał odcinając drogę ucieczki. Melvin czuł coś na kształt mściwej satysfakcji, ale wrażenie to tłumiła świadomość, że również są zamknięci w kręgu, razem z tym... czymkolwiek to było.
Melvin poczuł wielką ochotę, aby palnąć się z rozmachem w głowę.
- Wszyscyśmy tu barany - wymamrotał pod nosem. Nie wpaść wcześniej na to, że łatwo się było uwolnić od atakujących bestii za pomocą głupiego ogniska.
Ludzie wpadli pomiędzy cieniste istoty. Powietrze wypełnił świst, okrzyki bitewne, syczenie i warkot potworów, który szybko przerodził się w skowyt. Walka, tocząca się dookoła została przeprowadzona szybko i sprawnie, jakby była to rutynowa czynność.
Melvin obserwował stojąc w bezruchu. Nie drgnął nawet wtedy, gdy walka się zakończyła. Jedna z postaci o niewątpliwie kobiecych kształtach zbliżyła się do nich. W ręku ściskała pochodnię, która służyła jej jako broń. Potrząsnęła głową, złociste włosy zawirowały dookoła głowy. Błękitne oczy przyglądały się im pewnie i nieco kpiąco.
- A wy nie wiecie, że tu niebezpiecznie? - zapytała unosząc dumnie brodę. W tonie jej głosu, pomimo wyraźnej kpiny i prostych słów było coś wyraźnie... królewskiego. - Mistyczni powinni wiedzieć chociaż to, że bez ognia można się pożegnać z życiem!
- Jesteśmy... z daleka - odpowiedziała Schala, trwożliwie zerkając na przyjaciela. Melvin uśmiechnął się do niej krzywo udając, że ramię nie boli jak diabli.
- Idziecie z nami - oznajmiła dziewczyna tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie chcę, żeby cienie miały zbyt sutą kolację.
Ozzie prychnął.

Ched.




strony: [1] [2] [3]
komentarz[5] |

Komentarze do "Poprzez czas cz.2 - Monstrum"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Viol
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


>POLECAMY!


      Sonda
   Aktualnie nie jest prowadzona żadna ankieta.
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

      Top 10

      Statystyki
mieszkańcy online:

wędrowców: 0

      ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.028736 sek. pg: