Wpuszczenie jej do domu musiało być dla niego wielkim wyrzeczeniem. Oto człowiek, istota, której tak nienawidził i wręcz brzydził się, przestąpiła jego próg. Siedzieli w małym, pedantycznie wysprzątanym pomieszczeniu przy stole, którego blat był o kilka tonów jaśniejszy od nóg na skutek ciągłego szorowania. Ozzie nerwowo wertował tomy z małego regału, po czym odkładał je dokładnie na miejsce kilka razy poprawiając ich ułożenie.
I mówił. Opowiadał o Magusie, władcy i zdrajcy. Schala zagryzła wargi. Wyobraźnia kształtowała przed jej oczyma obrazy, jakich wolała nigdy w życiu nie widzieć.
Stoi na podwyższeniu, jego wzrok śledzi zebranych. Broń lśni w świetle słonecznym, zbroje ciążą. Uśmiecha się dumnie. Jest dla nich niczym bóg, władca absolutny, pójdą za nim w ogień. Unosi rękę, szkarłatny płaszcz furkocze. Pada rozkaz.
- Zabić wszystkich!
Noc. Miasto płonie, gęsty dym gryzie w oczy i dusi w płucach. Krzyki, płacz, trupy, żywa pochodnia przebiega z potępieńczym wyciem. Pada na ziemię, dogorywa, rzuca się w spazmach. On stoi w oddali. Obserwuje masakrę z kamienną twarzą, po kosie spływa strużka krwi, plami rękawice. Wiatr wyje, wyśpiewując pieśń żałobną.
Krwistoczerwony płaszcz furkocze, wiatr targa włosami w niezwykłym odcieniu błękitu, rubinowe oczy wpatrują się w niego bez cienia litości. Klęczy. Przed nim, na ziemi czerwona plama. Oddycha ciężko niezdolny do ruchu. W ręku ściska rękojeść złamanego miecza. Straszliwa broń wzniesiona do zadania ostatecznego ciosu. Wiatr wyje wyśpiewując pieśń żałobną.
Kroki odbijają się głośnym echem w przestronnym pomieszczeniu. Idzie pełen dumy i pychy, z zadartą głową, powraca. Za nim maszerują ludzie. Zdrajca! Rzuca się w pogoń za dawnymi przyjaciółmi, żądza mordu płonie w jego oczach, wiatr, który zawsze mu towarzyszy, wyśpiewuje pieśń żałobną.
***
Na jego pulchnym obliczu pojawił się paskudny grymas mający zapewne imitować uśmiech, gdy zauważył pobladłą twarz Schali.
- Niezbyt ci się to podoba, prawda? Ludzka dziewczyno? Nie byłaś przygotowana na spotkanie z monstrum!
- Czy to wszystko, co miałeś mi do powiedzenia? - spytała starając się pozbawić głos drżenia.
Zaprzeczył ruchem głowy i powrócił do przebierania wśród tomów. W końcu z okrzykiem radości udało mu się odnaleźć pożądany wolumin. Książeczka była mniejsza od innych, mocno stłamszona, z pożółkłymi, kruchymi kartkami, zupełnie jakby była bardzo stara. Nawet skórzana oprawa miejscami łuszczyła się i odpadała. Dawno straciła, z całą pewnością intensywny niegdyś, różowy kolor.
- Skąd ty to masz? - jęknął Melvin wytrzeszczając oczy.
- Twoi rodzice przewidzieli, że nie będziesz nadawał się na spadkobiercę pamiątek - odpowiedział Ozzie z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. - Nigdy nie okazywałeś rodowym skarbom odpowiedniego szacunku. Przekazali więc dziennik Flei mnie.
- Nie znoszę różu - burknął, jakby miało to wyjaśniać jego szczególną niechęć do pamiątek po przodkach. - Wystarczy mi, że widzę własne odbicie w lustrze.
- Trzymasz lustro w szafie - zwróciła mu uwagę, uśmiechając się lekko.
- No właśnie!
Ozzie prychnął, łypiąc na nich z pogardą. W tłustych rękach ostrożnie, ze zdumiewającą delikatnością trzymał dziennik.
- Skończyliście już czcze pogaduszki? - burknął nieuprzejmie, wpadając im w słowo. - Poznasz wspomnienia jednego z największych bohaterów ludzka dziewczyno, chociaż wasza nędzna rasa pewnie nazywa go zbrodniarzem. Poznasz i odejdziesz stąd, nigdy nie wracając.
Skinęła głową. Tomik pachniał kurzem i starością.
Klęczy na kamiennej posadzce. Czuje ból w kolanach i w wykręconych do tyłu rękach, ale na jego twarzy nie widać strachu. Wykrzykuje coś o królewskiej krwi. Ozzie uśmiecha się do siebie, uważnie oceniając wzrokiem żelazny pręt. Zawsze był tradycjonalistą. Metal powoli nabierał czerwonego koloru.
Chwilę potem pomieszczenie wypełniło prawie nieludzkie wycie.
Ciemność, chłód. Leży, skulony. Słoma służąca mu za posłanie cuchnie, ale to jest lepsze od zimnych kamieni. Gdzieś z oddali dobiega kapanie wody. Szurnięcie. Tuż obok. Czujne oczy lśnią w ciemnościach. Szczur. Szybki ruch, pisk. Już po chwili - smak krwi i futra w ustach, cichy odgłos miażdżonych kości.
Został wysłany jako poseł. Widmo wojny spędzało ludziom sen z powiek. I oto stoi w ponurym zamczysku przed tronem, na którym rozlewało się opasłe cielsko Ozziego. Przełyka ślinę, odruchowo szuka wzrokiem przybocznych władcy mistyków, starając się za wszelką cenę nie patrzeć na postać siedzącą u stóp Ozziego. Pomieszczenie wypełnia śmiech, a on nie jest w stanie zrozumieć, co się dzieje. Tylko jeden głos przebija się do jego umysłu.
- Jak mam go dla ciebie zabić, Ozzie? - szkarłatne oczy przyciągają wzrok jak magnes, na upiornie bladej twarzy pojawia się przerażający uśmiech.
Tak pełen nienawiści...
Świat nagle stał się jedną wielką eksplozją bólu.
- ...Zamilcz! - przerwała mu ostro, gdy chciał przeczytać kolejny fragment dotyczący przeszłości Magusa. Znajdował je bez problemu, zupełnie jakby wielokrotnie czytał notatnik Flei albo przynajmniej zaznaczył odpowiednie strony.
- To nie na twoje delikatne nerwy, ludzka dziewczyno? - zakpił.
Zamknął tomik i starannie odstawił go na miejsce dbając o to, aby grzbiety sąsiadujących tomów były w równej linii.
- W każdym razie - ciągnął leniwym tonem - dowiedziałaś się czego chciałaś, czyż nie?
Skinęła głową i podniosła na niego oczy. Było w nich coś takiego... wzdrygnął się. Jej spojrzenie nie zapowiadało niczego dobrego.
- Wyciągnę go stamtąd - powiedziała, zaciskając pięści. Jej usta wykrzywił gniewny grymas.
Ozzie wytrzeszczył oczy.
- Jak chcesz to zrobić? - cichy głos Melvina wydawał się nienaturalnie donośny. - Przecież on żył...to było dawno temu.
- Ja też żyłam dawno temu - powtórzyła z naciskiem - a jednak jestem tutaj i teraz!
- Nawet jeżeli wędrówki w czasie są możliwe - wymamrotał sceptycznym tonem opasły Mistyk - to taka interwencja w historię mogłaby wprowadzić poważne zmiany, a nawet doprowadzić do zniszczenia świata, jaki obecnie znamy.
Jego wyłupiaste oczy skierowały się w jej stronę, śledząc najdrobniejsze zmiany na twarzy.
- Skoro nawet notatki są w stanie wzbudzić w tobie takie emocje - uśmiechnął się z przekąsem, zaplatając palce - to czy byłabyś zdolna zniszczyć wszystko, co widzisz?
Wyraz jej twarzy i spojrzenie, nagle tak obce i n i e l u d z k i e, przeraziły go. Było w nich coś zimniejszego od lodu i pewniejszego od skały.
Ogarnęła go przemożna chęć ucieczki jak najdalej z tego miejsca i głębokie przekonanie, że właśnie stało się coś, co z całą pewnością będzie miało wielkie znaczenie.
Gdy zaczęła mówić miał idiotyczne wrażenie, że identyczne słowa zostały już kiedyś wypowiedziane i odbijają się echem, zupełnie jakby dziewczyna posiadała dwa głosy.
- Jeżeli historia ma się zmienić, niech się zmieni. Jeżeli świat ma zostać zniszczony, to niech się, do cholery, rozsypie w gruzy! - mówiła z rosnącą pasją. - Nawet jeżeli moim przeznaczeniem byłaby zguba, to i tak roześmieję mu się w twarz. Nic, mnie nie powstrzyma!
strony: [1] [2] [3]
|