W mieszkaniu było cicho i mimo tylko pięciodniowej nieobecności właściciela, przeraźliwie pusto - tak przynajmniej wydawało się Kyo, gdy przyszedł tu pod jego nieobecność. Teraz wnętrze znów ożyło dzięki zapalonym światłom - mania Toshiyi. Kyo siedział w kuchni i przyglądał się, jak Hara chodzi do łazienki i z powrotem z kolejnymi partiami ubrań do prania.
- Pusto tu było bez ciebie - zauważył w którymś momencie.
Toshiya zerknął na stojącą w doniczkach wodę i nadgniłe rośliny.
- O, przeszedłeś podlać kwiatki, dzięki.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się krzywo.
- Ok, to ja idę wziąć prysznic, dobra?
Kyo zabrał się za przygotowanie kolacji i nawet chciało mu się coś robić, co nie zdarzyło mu się od kilku dni. Z resztą, w ogóle odnosił wrażenie, jakby wszystko nabrało kolorów dopiero teraz, nawet mimo tego, że na zewnątrz wciąż lało. Nienawidził takiej pogody.
Stał boso na linoleum, przydeptując nogawki dresowych spodni Totchiego. Rękawy koszulki zakrywały mu przedramiona i Kyo miał wrażenie, że wygląda jak mały chłopiec, który założył ubrania ojca. To porównanie wywołało na jego twarzy ironiczny uśmiech.
Przemieszał warzywa na patelni i poczuł jak obejmują go ramiona basisty. Otoczył go ożywczy zapach owoców i czegoś przywodzącego na myśl zioła, a co charakteryzuje chyba wszystkie szampony. Oparł głowę o pierś Toshiyi. Ten zachichotał mu do ucha.
- Uważaj na warzywa, żebyś ich nie przypalił.
- Musimy jeść? Nie jestem głodny - zamarudził.
- Ale ja jestem. Dokończę, a ty weź prysznic, ok?
Kyo westchnął.
- Aha...
Hara puścił go, przejmując od niego patelnię i łyżkę. Tooru niechętnie powlókł się do łazienki. Usłyszał jeszcze za sobą krzyk Toshiyi:
- Tylko nie ruszaj mojego limonkowego szamponu!
Ciepły prysznic zawsze działał na Kyo usypiająco. Otulony miękkim ręcznikiem stanął przed lustrem i mimochodem przyjrzał się swojej twarzy. Zniknął z niej niepokój, który nie opuszczał go od wyjazdu Toshiyi. W oczach nie czaiła się znajoma irytacja, która doprowadzała do tego, że każda drobnostka mogła go wyprowadzić z równowagi.
Sięgnął po swoją szczoteczkę do zębów. Mógłby jutro zdecydować, że się wprowadza i nie musiałby się nawet pakować. W mieszkaniu Totchiego przebywał chyba częściej niż w swoim. Ale to nic dziwnego - pomyślał, myjąc zęby - człowiek łatwo się przyzwyczaja. Gdy mieszkali razem, było wspaniale. Po wyprowadzeniu się Toshiyi własne mieszkanie stało się dla Kyo za duże i zbyt puste. Dlatego zaczął pomieszkiwać u basisty.
Ubrał się i wyszedł. Toshiya siedział przed telewizorem, na stole leżał na w pół opróżniony talerz. Kyo przechodząc, zjadł jeden z kawałków papryki.
- Chodź tu. Nie używałeś mojego szamponu? - spytał podejrzliwie Hara. Przyciągnął wokalistę na kanapę obok siebie i powąchał jego włosy. - Nie. Twoje szczęście - powiedział surowo. Zaraz potem uśmiechnął się.
- Znów będziesz oglądał te wszystkie bzdury? - spytał Kyo.
- Tak. I to nie są bzdury, Tooru.
- To ja idę spać - zadecydował Niimura, kładąc się z głową na kolanach basisty.
- A ja mam cię potem do łóżka zanieść? - zapytał sceptycznie Toshiya.
- Możesz iść spać ze mną - zaproponował niewinnie Kyo.
Hara rozważał jego propozycję, w końcu skinął głową.
- Jestem zmęczony, lepiej będzie jak się wcześniej położę - uznał i wyłączył telewizor.
- A co z obiadem? - spytał Kyo.
Toshiya machnął ręka. Zgasił wszystkie światła po czym poszedł do łóżka. Tooru już leżał na boku po swojej stronie posłania.
- Brr... czemu nie zagrzałeś łóżka? - spytał Toshiya, wsuwając się pod okrycie.
- Zagrzałem - wymruczał Kyo z pretensją.
- Ty, gdzie to masz ciepłe?
Niimura odwrócił się.
- Po mojej stronie - powiedział i pokazał mu język.
- No to przykro mi - Toshiya przytulił się ciasno do jego pleców, spychając go na skraj materaca - ale będziesz się musiał podzielić.
- Hej! - zaprotestował Kyo, odwracając się.
Totchi pocałował go.
- Przecież nie dam ci spaść - roześmiał się.
Tooru położył się twarzą do basisty i przytulił do niego. Po chwili zasnął, ukołysany głaszczącą go po głowie ręką Toshiyi.
Wrzesień 2007
Nika.
strony: [1] [2]
|