The Summit - Szczyt
Oto propozycja dla tych, którzy nie przepadają za typową mangową kreską. Być może zainteresuje również przeciwników shoujo oraz wielbicieli (a może raczej wielbicielki) shonen, a w szczególności shounen-ai. Z tego miejsca śpieszę donieść, że w dostępnych w necie materiałach nie znajdziecie nic takiego, co mogłoby obrzydzić przyjemność obcowania z naprawdę oryginalną kreską i zabawną fabułą. Jeśli odpycha was chłopięca miłość, opuśćcie ostatnią stronę pierwszego tomu i wszyscy będą zadowoleni.
Tym razem na tapetę wzięłam manhwę, która nie zawiera w sobie szczególnie głębokich przemyśleń, ale też nie taka jest jej rola. Czytelnicy znudzeni moim zwyczajowym filozofowaniem powinni być więc usatysfakcjonowani. "The Summit", autorstwa Lee Young Hee jest bowiem komedią. To kawałek lekkiej i przyjemnej literatury komiksowej, która umili zimne, ciemne i ponure jesienne wieczory (a przynajmniej jeden wieczór).
Lee Han Sae jedzie sobie metrem i zastanawia się nad porażkami swojego życia. Właśnie puściła go w trąbę dziewczyna. Niewesoły ten fakt powoduje, że cały kipi gniewem i chętnie by komuś przylał. Całkiem niespodziewanie na jego kolanach ląduje blondwłosy przystojniaczek. Z rozbrajającym uśmieszkiem przeprasza i wysiada na najbliższej stacji. A kiedy pociąg rusza pokazuje Han Sae'owi język i... portfel, który mu zwinął podczas sfingowanego upadku. Lee wpada w furię. Nie będzie jakiś chłystek grzebał mu po kieszeniach. Z racji posiadania niezwykle długich kończyn dolnych dość szybko dogania złodziejaszka. Niestety okazuje się, że jasnowłose chłopię nie tylko z nim ma na pieńku. Lokalni kieszonkowcy mają pretensje o nielegalną działalność na ich terenie. Pojawiają się również panowie w czerni (bliżej niesprecyzowany gang), którym ruchliwy młodzian wisi kasę. Han Sae chcąc odzyskać portfel musi pomóc chłopakowi uciec przed resztą prześladowców. Problem w tym, że podczas szamotaniny pozostał on w rękach prześladowców. Co zrobi blondasek? Czy Lee Han Sae odzyska zgubę? Jak potoczą się losy obu bohaterów?
Na temat fabuły nie ma się co rozwodzić. Głębokich filozoficznych przesłań tu nie znajdziecie. Głównym wątkiem "The Summit" jest zawiązująca się przyjaźń pomiędzy Han Sae a Moto i towarzyszące temu perypetie. Ponury charakter Sae Ju (jak nazywa go blondasek) i nieustająca wesołość Moto uzupełniają się i wywołują kolejne zabawne sytuacje. Humoru sytuacyjnego i słownego jest dość, by całkiem dobrze się bawić. Co prawda SD nie występuje zbyt często (jak na komedię, rzecz jasna) ale nie drażni pretensjonalnością i ładnie wzbogaca krotochwilny obraz całości. Na uwagę zasługuje lekkie i dobrze wyważone tłumaczenie polskiej grupy skanlacyjnej Project Manga. Już po raz kolejny wspominam o tym ansamblu translatorskim i muszę przyznać, że tłumaczenia robi wyśmienite. Przyjemnie się to czyta tak ze względu na poprawność ortograficzną i gramatyczną, jak i na językowy polot. Współczesne, potoczne słownictwo nadaje bohaterom charakteru i sprawia, że nie są tak dwuwymiarowi, jak by się mogło wydawać.
Dynamiczna, ale jednocześnie elegancka kreska tworzy wrażenie ruchu. W tym komiksie naprawdę dużo się dzieje. Bohaterowie uciekają, skaczą, jeżdżą, biją się. To wszystko oprawione jest w typowe dla pokazania ruchu pionowe, skośne i poziome kreski, które jeszcze ten efekt potęgują. Sposób rozmieszczenia kadrów jest niemal idealny. Przebiegając wzrokiem kolejne strony na pewno nie zgubicie wątku przewodniego. "The Summit" nie da się czytać wolno. Dopiero za drugim, trzecim podejściem można należycie docenić całokształt szaty graficznej. Pierwsze czytanie bowiem, to gonitwa od jednego obrazka do drugiego.
Smaczku całości dodają całkiem przyzwoite tła. Jako, że rzecz się dzieje w mieście mamy tu zatem piętrowe budynki, skwerki, ulice z setkami sklepów, samochody, niebo widziane z dachu wieżowca, blokowiska, mury i malowniczy chlewik w mieszkaniu Han Sae.
strony: [1] [2]
|