Yoshitomi
Część pierwsza
Zatoczyła się do tyłu oddychając ciężko i nierówno. Zmrużyła oczy i starała się znaleźć przeciwnika, który - po raz drugi w czasie tej walki, zniknął jej z pola widzenia. Był zdecydowanie za szybki, a ona zdecydowanie zbyt zmęczona. Mówiąc prosto - szanse na wygraną malały z sekundy na sekundę. Usłyszała szelest za plecami, instynktownie przeturlała się do przodu, a po jej plecach przebiegł dreszcz, gdy ostrze katany ucięło parę czarnych włosów. Cudem uniknęła ciosu, który niewątpliwie miał zabić. Ten ninja nie ma zamiaru się bawić, była tego pewna. Jak na złość światu, miała przy sobie tylko wakizashi, krótki, samurajski miecz i kogai, igłę, którą upinała włosy. Sytuacja nie była za wesoła tym bardziej, że zapasy chakry dziewczyny też nie przedstawiały się dobrze. Obrzuciła mężczyznę nienawistnym spojrzeniem i w porę sparowała uderzenie, którego siła ugięła pod nią kolana. Ratując się banalnymi sztuczkami, uniknęła kolejnego ciosu i zamiast uderzyć w ramię, jak się tego zapewne spodziewał, celowała w nogi. Ninja uśmiechnął się drwiąco, pozwolił jej myśleć, że nie przejrzał planu. Odchylił się do tyłu i patrzył, jak jej miecz zbliża się do kolana... Z całej siły uderzył łokciem w szyję, by z satysfakcją stwierdzić, że trafił w czuły punkt. Dziewczyna otworzyła usta w niemym krzyku. Własna krew zamajaczyła jej na dłoniach i kimonie. Osunęła się na kolana, by potem uderzyć twarzą w ziemię. Wiedziała, że musi uciekać, że musi jak najszybciej się podnieść, ale nie mogła się ruszyć. Nie była w stanie dźwignąć się na łokciach, przeciwnik musiał trafić w jakiś paraliżujący punkt. Znowu kaszlnęła krwią zmieszaną ze śliną. Obrzydliwa świadomość porażki wypełniła jej umysł, otworzyła szerzej oczy. Ona nie przegrywa. Nie może sobie na to pozwolić. Gwałtownie poderwała się do góry, w zasadzie samą siłą woli, wymierzyła cios... Sparował go bez problemu i tym razem uderzył w brzuch. Zgięła się w pół, wypuściła broń z dłoni. Osunęła się miękko na kolana. Czuła, jak każda cząstka jej ciała odmawia współpracy, jak przeraźliwy ból w kręgosłupie i szyi rozprasza i uniemożliwia ułożenie sensownego planu działania. Dlaczego nie wzięła broni? Dlaczego, cholera jasna, nie wzięła katany? Kolana uderzyły o ziemię, trafiła na jakiś kamień, ale w tej chwili wszystko, oprócz jak najszybszej ucieczki, było obojętne. Nie była w stanie podnieść głowy, musiał wybić jej jeden z kręgów szyjnych. Ból przerażał i paraliżował, wyciskał łzy, które jeszcze udawało jej się powstrzymać, a ona nawet nie wiedziała, kto ją tak załatwił...
- No proszę. - Cichy, jadowity szept wywołał u niej dreszcz. - Sławna Yoshitomi Miariko klęczy przede mną cała w błocie i własnej krwi. - Ninja siłą podniósł jej podbródek. Jęknęła z bólu, jednak nie pozwoliła sobie na krzyk. - Dlaczego tak szybko przegrałaś, dziewczynko? Chodziły słuchy, że jesteś taka zdolna... Powiedz mi, jak zareaguje twój ukochany chłopaczek, gdy na porannym treningu znajdzie twoją głowę leżącą na ławce? Będzie zły? - ścisnął jej policzki i uśmiechnął się z obrzydliwą satysfakcją. - Nie powiesz mi, gdzie schowano zwoje Wioski Liścia?
Więc o to mu chodziło. Starała się ustalić jego tożsamość, ale nie mogła poznać twarzy, nigdy wcześniej go nie widziała. Nie miał też protektora, więc jego wioska pozostawała tajemnicą... Chciał zwoje. Zwoje, które zawierają spis tajnych technik, technik, które są zakazane. Skąd o nich wiedział? Nie miała pojęcia. Spojrzała mu w oczy i przywołała na usta drwiący uśmieszek.
- Powiem ci - wyszeptała lekko drżącym głosem - żebyś się pieprzył.
Kolejne uderzenie w brzuch. Jęknęła. Uścisk zwiększył się jeszcze bardziej, widziała jego wściekłą twarz, wykrzywione w grymasie nienawiści usta...
- Daj mi zwój dotyczący pieczęci na waszym Jinchuuriki, a może pozwolę ci na szybką śmierć.
Podniosła głowę i plunęła mu w twarz. Tym razem dostała kolanem, z jej ust znowu pociekła krew, robiło jej się ciemno przed oczyma, straciła resztki władzy w nogach. Dziwiła się samej sobie: odkąd tak broni Wioski Liścia? Kiedy stała się na tyle fanatyczną kunoichi Konohy, żeby w takiej sytuacji nic nie powiedzieć? Zabije ją, to pewne. To tylko kwestia tego, czy umrze szybko, czy zajmie jej to godziny. Przeklinała się w myślach za głupotę. Jak mogła wracać nocą tylko z wakizashi? Do tego przez las? Od kiedy jest taka nieostrożna?
- Nie jesteś mądrą dziewczynką. - Trzymał ją za szyję, która i tak była źródłem rwącego bólu. - Potrzebujesz pomocy, więc gdzie jest twój ukochany przyjaciel, Uchiha Itachi?
Skąd on tyle o niej wie? Oczy zachodziły łzami, czuła, że powoli traci przytomność. Gdy w ciemności błysnął Sharingan, była pewna, że tylko jej się wydawało, jednak już po chwili zobaczyła zarys sylwetki chłopaka i usłyszała jego lodowaty, wściekły głos.
- Właśnie za tobą stoi. - Uderzył łokciem równo w kręgosłup napastnika, a gdy ten puścił Miariko, Itachi chwycił jego ramię i bez wahania kopnął w plecy. Mężczyzna poleciał do przodu, ale Uchiha z całej siły wykręcił mu rękę do tyłu. Przeraźliwy wrzask i dźwięk łamanej kości przyprawiły dziewczynę o napad mdłości, ale powstrzymała się i ponownie osunęła na ziemię, starając się złapać oddech i jakoś trzymać w górze, ale nie była w stanie. Poczuła czyjeś silne dłonie, ktoś delikatnie położył ją na plecach. Poznała zarys twarzy i znajomy głos, który zabronił jej się ruszać.
- Shisui - szepnęła cicho i przymknęła oczy. - Przepraszam, ja... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Nic nie mów, malutka. - Słyszała w jego głosie troskę. - Wszystko będzie dobrze, spokojnie.
Skinęła słabo głową, chciała zobaczyć, co dzieje się z Itachim i tym cholernym ninja. Chłopak najwyraźniej zrozumiał, co chciała osiągnąć poprzez słabe podciąganie się do góry, bo uśmiechnął się lekko.
- Już po wszystkim, leż spokojnie.
Odetchnęła.
Itachi wiedział, że nie może go zabić. Powstrzymując się od zrobienia tego i równoczesnego spełnienia marzeń na chwilę obecną, przyłożył mu katanę do szyi.
- Nie ruszaj się. - Miał lodowaty głos i mówił powoli, każdy wyraz wypowiadając z wściekłością. - Jeśli ruszysz chociażby palcem, pozbawię cię dłoni. Jeśli to będzie palec u stopy, stracisz nogę. Rozumiesz? - przyłożył ostrze nieco mocniej, pokonany leżał nieruchomo. Wiedział, z kim walczy i wiedział, że nie ma szans. Przeklinał siebie za to, że tak długo bawił się z tą idiotką. Gdyby nie to, z pewnością udałoby mu się uciec. Niespodziewanie, Uchiha złapał go za nadgarstek ręki, którą ciągle trzymał wyłamaną do tyłu i przekręcił mocno. Trzasnęło, kolejne kości poszły. Ninja zawył z bólu, a czarnowłosy uniósł brew. - Czekam, aż stracisz przytomność. - pociągnął ramię do tyłu, równocześnie przytrzymując jego plecy nogą. Mężczyzna wydał z siebie coś pomiędzy wrzaskiem, a skowytem. Jego głowa opadła bezwładnie, gdy bark został wyrwany ze stawu. Zemdlał. Itachi zmrużył oczy i szybko wykonał pieczęć. Srebrny łańcuch oplótł całe ciało nieprzytomnego. Pociągnął go za sobą i podszedł do leżącej dziewczyny. Spojrzał na klęczącego koło niej chłopaka, sam także się pochylił, dotknął jej czoła. Patrzył na podarte kimono, krew na policzkach, brodzie i szyi. Zamknął na chwilę oczy, jakby chciał, żeby po ich otworzeniu to wszystko zniknęło.
- Wezwij medyków, Shisui - powiedział cichym, bolesnym głosem.
Drugi chłopak zniknął bez słowa, zaś Itachi pogładził Miariko po policzku. Drgnęła, otworzyła niepewnie oczy.
- Przepraszam - szepnęła drżącym, łamiącym się głosem. - Nie spodziewałam się...
- Ciii - położył jej palec na ustach. - Nic nie mów. Zaraz będą medycy.
Skrzywiła się, wszystko ją bolało. Powstrzymywała mdłości, które z każdą chwilą przybierały na sile. Itachi delikatnie gładził ją po dłoni. Nienawidziła przegrywać, a już szczególnie, gdy on to widział. Piekące poczucie winy i porażki stawało się z każdą sekundą coraz bardziej nie do zniesienia. Chciała już być w szpitalu, sama, zostawiona własnym myślom i daleka od tego pełnego bólu spojrzenia przyjaciela.
strony: [1] [2] [3]
|