Następny dzień przyniósł to, czego obaj się spodziewali: wezwanie do biura Hokage. Posłusznie stawili się tam z samego rana, nie odzywając się do siebie ani słowem. Każdy był zbyt zaprzątnięty własnymi myślami, żeby pytać się o drugiego: i tak doskonale wiedzieli, że teraz najważniejsze jest odnalezienie tego, kto wysłał owego nieznajomego. Przecież absurdem byłoby, gdyby działał sam.
Zapukali w duże, zielone drzwi i weszli do gabinetu Kage. Stary, siedzący za biurkiem mężczyzna, uśmiechnął się do nich lekko. Funkcję Hokage, a więc przywódcy i opiekuna całej wioski pełnił już bardzo długo i, co tu dużo ukrywać, ciągłe zamieszania i incydenty takie jak ten, zaczynały go nudzić. Nudzić i męczyć, jeśli być dokładnym. Chciał pokoju, równowagi i tego wszystkiego, o czym marzy prawie każdy shinobi u kresu swych dni - istnej utopii. Teraz zaś miał przed sobą zdenerwowanych chłopaczków, każdego z rangą jounina, chcących zemścić się za wyrządzone przyjaciółce krzywdy. Ponownie westchnął, wypuszczając z ust obłok dymu. W palcach obracał fajkę.
- No, dobrze... - zaczął zmęczonym głosem. - Przesłuchiwaliśmy napastnika.
Otworzyli nieco szerzej oczy i czekali na kolejne słowa Trzeciego Hokage.
- Ale niestety niczego się nie dowiedzieliśmy. - W pomieszczeniu zapadła głucha cisza, gdy Shisui zacisnął ze wściekłości pięści, a Itachi na sekundę opuścił powieki. - Zmarł podczas przesłuchania... Tsunade wykryła w jego ciele truciznę.
- Truciznę? - powtórzył jak echo Itachi. - Jak to? Dlaczego?
- Nie wiem, dlaczego. - Trzeci ponownie westchnął i zaciągnął się fajką. - Prawdopodobnie działał z przymusu. Możemy podejrzewać, iż ktoś postawił mu warunek: przyniesie zwoje albo pożegna się z życiem. Jak widać, nie doniósł ich na czas.
- Zwoje? - Tym razem to Shisui się odezwał, najwyraźniej odzyskawszy mowę i opanowanie.
- Tak. - Starzec pokiwał głową. - Rozmawialiśmy z Miariko, mówiła, że chodziło o pewne zwoje... - urwał, nie chciał dzielić się z nimi wiedzą, o jakie właściwie zwoje chodziło. Wypuścił z ust kolejny obłok dymu, na chwilę przysłaniając nim twarz. - To jednak nie jest istotne. Wyruszacie z misją, drużyna już została wyznaczona, a jej członkowie powinni zjawić się tu lada chwila...
- Drużyna? - Itachi spojrzał na niego niechętnie. - Ależ, Hokage-sama, damy sobie radę we dwóch...
- Nie bądź śmieszny. Wyruszacie do Kraju Deszczu. To prawdopodobnie stamtąd był ów ninja, mamy pewne informacje.
- Kraj Deszczu? Ale przecież oni są...
- ...potężni - wpadł mu w słowo Kage. - I dlatego dobrałem wam odpowiedni skład drużyny.
Rozległo się pukanie, a już po chwili do pomieszczenia wkroczył Kakashi. Za nim posłusznie weszły jeszcze dwie postacie: jakaś, na oko nieco starsza od Itachiego, fioletowowłosa kunoichi i...
- On?! - Shisui wskazywał palcem Kazunaro, który, skrzyżowawszy ręce na klatce piersiowej, przyglądał się dwójce chłopaków z nie mniejszym oburzeniem.
- Tak, on. - Hokage uniósł brwi i po raz kolejny westchnął, zaciągnął się fajką. Jego zmęczone spojrzenie zatrzymało się na kunoichi, która przyglądała się uważnie dwójce czarnowłosych chłopaków. Uśmiechnął się do siebie - tak, ta dziewczyna z pewnością nie da im wejść sobie na głowę...
W końcu głos zabrał Kakashi.
- Wzywałeś nas, Hokage-sama? - Pytanie należało do grupy tych, które mają zmusić rozmówcę do jakiś wyjaśnień. Podziałało.
- Tak, tak. - starzec pokiwał głową i ponownie westchnął, co powoli zaczynało doprowadzać Itachiego do szału. - Więc... - urwał na chwilę i kontynuował. - Anko, Kazunaro, Itachi, Shisui : jesteście drużyną. Macie udać się do Kraju Deszczu i pozyskać jak najwięcej informacji, ale pamiętajcie, że...
- Anko Mitarashi? - wyrwało się Shisuiemu, który szybko odkaszlnął i odwrócił wzrok, najwyraźniej chcąc uniknąć morderczego spojrzenia dziewczynki. Słyszał o niej wiele, była uczennicą potężnego shinobi, który opuścił wioskę całkiem niedawno... i który należał do grupy Legendarnych Sanninów - uczniów Trzeciego Hokage.
- Czy coś ci nie pasuje? - zapytał uprzejmie Trzeci, choć po błysku w jego oczach można było śmiało stwierdzić, że daleko mu było do bycia "uprzejmym". - Anko jest najbardziej odpowiednią osobą do tej misji. W każdym bądź razie tak mi się wydaje. A ja mam zazwyczaj dobre przeczucia. - W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza, którą mąciły odgłosy z zewnątrz. Itachi obserwował Kage i nie zwracał najmniejszej uwagi na dziewczynę: wiedział, kim jest, ale nie obchodziło go to zbytnio. Shisui zaś, ciągle zmieszany, z zafascynowaniem podziwiał swe stopy. Kazunaro milczał, a Anko zagryzała wargę, najwyraźniej starając się nie wybuchnąć i nie trzepnąć owiniętego szalikiem chłopaka. Hokage przyjrzał im się tak, jakby chciał prześwietlić ich wzrokiem, w końcu jednak odchrząknął i znowu się odezwał. - Na misję wyruszycie w czwórkę - Kakashi zdumiony uniósł brew, nic jednak nie powiedział. - i musicie pamiętać, że najważniejsza jest współpraca. W takich misjach nie ma miejsca na pochopne działania, nie ma czasu na odgrywanie bohaterów - tutaj wzrok skierował na Itachiego - ani na prywatne porachunki - przesunął spojrzenie od Shisuiego do Kazunaro. - Macie współpracować i w dodatku robić to tak, żeby nikt inny nie dowiedział się o tej misji. Nie chcemy zaczynać wojny, ale równocześnie powinniśmy wiedzieć, kto i dlaczego chciał te zwoje. Udacie się do Kraju Deszczu, ale jeśli zostaniecie złapani, a tamtejszy przywódca uzna to za wypowiedzenie nam wojny, Konoha zaprzeczy, jakoby w ogóle was wysyłała. Rozumiecie?
Itachi czuł, jak zasycha mu w gardle. Nie o takiej misji marzył. Chciał po prostu zemścić się za to, co zrobiono Miariko, teraz zaś postawiono przed nim jedno z najtrudniejszych zadań, jakie kiedykolwiek otrzymał. Miał dostać się do kraju, którego granice są uważane za jedne z najlepiej strzeżonych, pozyskać tajne informacje i jeszcze ujść z tego żywym... mało tego, wrócić z kompletną drużyną. Zerknął na kuzyna, który chyba nie zdawał sobie sprawy z powagi zadania - zresztą, kto go tam wie. Prawdopodobnie wiedział, co ich czeka, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Kazunaro uśmiechał się lekko z błogą nieświadomością, zaś Anko... Tutaj Itachi mimowolnie się uśmiechnął. Podobało mu się spojrzenie, jakie miała dziewczyna: pełne zaciętości, woli walki i jakiejś głębokiej nienawiści, której określić nie potrafił. Przynajmniej o nią nie będzie musiał się martwić, nie wyglądała na kogoś, kto potrzebuje opieki.
- Hokage-sama? Co ze mną? - Ciszę przerwał Kakashi. Pytanie to męczyło go już od dobrej chwili a teraz, gdy wreszcie je zadał, chciał otrzymać odpowiedź tak szybko, jak to tylko możliwe. Otrzymać odpowiedź i wrócić do lektury najnowszego tomu "Eldorada Flirtujących".
- Ostatnio miałeś parę męczących misji, Kakashi. Zostaniesz w wiosce i zadbasz o to, żeby Miariko też w niej została.
Szarowłosy uniósł zdumiony brew, ale zanim Hokage zdążył mu odpowiedzieć, zrobił to Itachi. Uśmiechał się lekko.
- Nie wyobrażam sobie tego, żeby Mia siedziała z założonymi rękoma, gdy dowie się, dokąd poszliśmy. Kakashi-senpai będzie potrzebował pomocy.
- Może Norie-chan? - zaproponował do tej pory milczący Kazunaro. - W końcu są przyjaciółkami...
Shisui i Itachi wymienili rozbawione spojrzenia: już oni wiedzieli, jakimi one są przyjaciółkami. Yoshitomi uważała Haruno za skończoną idiotkę i traktowała ją jak przyjemną zabawkę na nudne, deszczowe wieczory wolne od treningów, zaś Norie uwielbiała swą silniejszą koleżankę i była gotowa nosić za nią torebkę. Tak, niesamowita moc przyjaźni.
- Mhm - mruknął Kakashi, który jako, że pełnił funkcję kapitana drużyny Miariko, Itachiego i Shisuiego już od trzech lat, dobrze orientował się w sytuacji. Uśmiechnął się przez maskę z rozbawieniem. - No, dobrze. Może się do czegoś przydać...
Odpowiedziały mu współczujące spojrzenia czarnowłosych chłopaków i nieco oburzona mina szatyna, który, bądź co bądź, Norie bardzo lubił.
- Dobrze... - urwał im rozmowę Hokage. - Więc wyruszacie. Misja ma być tajna. Macie zdobyć informacje i uciekać. Kapitanem jest Anko Mitarashi.
Zapadła cisza, a dziewczyna szybko spojrzała na Itachiego. Otworzyła szerzej oczy i natychmiast zaprotestowała.
- Nie! Hokage-sama, ja się nie nadaję! Myślę, że Itachi-san będzie o wiele lepszy...
- Nie będzie. Pamiętaj, że w tej drużynie tylko ty nie chcesz się zemścić i działasz kierując się rozumem, a nie uczuciami. Mają się ciebie słuchać. Bez względu na wszystko. Zrozumiano?
Niechętnie skinęła głową. Pozostali członkowie drużyny potwierdzili milczeniem.
- Rozejść się. - Skierowali się w stronę drzwi, a gdy stali w progu, Hokage podniósł gwałtownie głowę. - I jeszcze jedno - odwrócili się w jego stronę - nie dajcie się zabić, nie mam żadnego medyka, którego mogę z wami wysłać.
Ponownie skinęli głowami i jak najszybciej opuścili gabinet Hokage. Chcieli już wyruszać.
- Za piętnaście minut przy bramie, ok.? - Shisui obrzucił ich szybkim spojrzeniem.
Odpowiedziała mu zgodna cisza, a shinobi rozbiegli się do swych domów, by przygotować się do misji.
Równo piętnaście minut po tym, jak czwórka shinobi opuściła gabinet Hokage, te same osoby zebrały się przy bramie. W milczeniu powitali się skinieniami głów i opuścili wioskę. Zaczęła się misja.
***
Mya.
strony: [1] [2] [3]
|