High School Girls
Przyszedł czas, by nieco uporządkować „twardego” i powyrzucać niepotrzebne pliki. Tak się składa, że w dokumentach zalega mi 3 giga mangi przeróżnej maści. Zaczęłam więc od tego największego śmietnika i pierwsze co zrobiłam, to otworzyłam ecchi.
Ecchi manga to nie jest to, co Laurefiny lubią najbardziej. Jak mogę unikam tego gatunku, obchodzę szerokim łukiem, odsuwam od siebie i ogólnie jestem nastawiona na NIE. Dlatego właśnie ten gatunek już na wstępie ląduje w koszu.
Z dużą dozą sceptycyzmu zajrzałam na początkowe strony „High School Girls”. „O - pomyślałam sobie - Wróblowi by się spodobało”. Kreska całkiem znośna, mimo wielkich oczu i do tego coś się dzieje. Przeleciałam kilka „chmurek”. „Nie jest źle – pokiwałam głową. - Przejrzę rozdział do końca i się zastanowię czy wywalać”. Rozdział się skończył, zaczął się następny, a potem kolejny i jeszcze jeden, a ja nagle uświadomiłam sobie, że chichram się jak małe dziecko.
Eriko Takahashi, Yuma Suzuki i Ayano Sato właśnie skończyły gimnazjum. Nowy rok szkolny przyniesie im wiele radości i satysfakcji, bowiem rozpoczną naukę w prywatnym żeńskim liceum. Liczą na wspaniałą atmosferę, rzesze pięknych koleżanek i zero problemów z chłopakami. Wakacyjna wyprawa zwiadowcza na teren przyszłej szkoły ma utwierdzić je w przekonaniu, iż czeka na nie raj na ziemi. Tymczasem okazuje się, że...
Zderzenie wyobrażeń z rzeczywistością najczęściej bywa bolesne. Czy będzie tak i tym razem? Czy wyidealizowany obraz uczennic żeńskiej szkoły zostanie zniszczony? Kogo dziewczęta spotkają na swojej drodze?
Piękne?
Czy bestie?
I jak szybko potrafią uciekać?
„High School Girls” to radocha przeznaczona głównie dla dziewcząt. Męska część populacji niektórych żartów może w ogóle nie pojąć. Nie chodzi o to, że mam o mężczyznach mniemanie na wysokości kolan. Po prostu od pierwszych rozdziałów widać, że mangę zrobiła kobieta. Jest tu babski tok myślenia, mocno zakręcona logika i problemy bardzo typowe dla nastolatek. Tego wszystkiego przeciętny (nieprzeciętny też) facet może zwyczajnie nie zrozumieć. Za to ja zrozumiałam doskonale. Nie to, żebym w jakiś sposób utożsamiała się bohaterkami mangi, ale pewne tematy poruszane są tylko w żeńskim gronie. Rozmowy o miesiączkach, czy tamponach mogą męską część odbiorców wprawić w pomieszanie. Co prawda fanserwisu pełno jest niemal na każdej stronie, najczęściej eksploatowany jest watek panchira, ale mimo to jestem zdania, że głównym odbiorcą docelowym miały być dziewczęta w wieku 12-18 lat.
Natłok seksualnych podtekstów - tak typowy dla ecchi, nie razi, ale bawi. Krótkie spódniczki, bluzeczki ledwie opinające obfite kształty, słodkie buźki i rozkoszne „iksowate” pozy (czyli kolanka do środka, stopy piętami na zewnątrz) wykorzystane są maksymalnie do samego końca. Czytelnicy lubiący sobie popatrzeć będą mogli nacieszyć oko urokliwymi widokami (Wróbel, to było do Ciebie). Kreska może nie wyróżnia się oryginalnością, ale jest naprawdę sympatyczna i z przyjemnością się na nią patrzy. Jeśli ktoś potrzebowałby kiedyś przykładu mangi z zachowanymi wszystkimi kanonami rysowania postaci „High School Girls” nadaje się do tego wyśmienicie. Towa Oshima świetnie radzi sobie nie tylko z postaciami. Tła również robią pozytywne wrażenie. Co prawda z powodu dynamicznej fabuły nie pojawiają się w każdym kadrze, ale jest ich wystarczająco dużo, by zostały zauważone i docenione. Rastrowane są głownie ubrania i linie wspomagające wrażenia emocjonalno-ruchowe. Mimo sporej ich ilości komiks jest czytelny i przejrzysty. Obrazki czytane tradycyjnie od prawej ku lewej stronie, najczęściej ułożone są nieregularnie. Co prawda niektóre strony zawierają typowe poziome kadrowanie, lecz przeważają raczej niedomknięte ramki i rysunki postaci wychodzących poza kadr.
Czytając „High School Girls” poczułam się, jakbym nagle znalazła się na bardzo wysokiej i krętej zjeżdżalni. „Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii” towarzyszyło galopującej akcji i ani się spostrzegłam jak przeleciałam przez wszystkie osiem rozdziałów dostępnych w tej chwili na stronie Synthesiss.
I tu ukłon dla tej grupy skanlacyjnej. Naprawdę dobra robota, fajne tłumaczenie i miły dla oka typesetting. Po ostatnich przeżyciach z „Playboy Amour” aż miło było zobaczyć kawałek profesjonalnej roboty. Gorąco polecam. Dla mnie będzie to tytuł-wytrych łamiący moją dotychczasową niechęć do gatunku ecchi.
Laurefin.
TechnikaliaAutor | Oshima Towa | Scenariusz | Oshima Towa | Wydawca | Futabasha | Rok wydania | 2001 | Polskie tłumaczenie | Synthesiss | Gatunek | komedia, ecchi, gakuen mono | Ilość tomów | 10 |
|