Valinor Panic!
Odcinek szósty
Tego wieczora nie zdziwiła się już, kiedy Varda pojawiła się za jej plecami, kiedy stała i rozglądała się po ogrodzie, starając się odnaleźć miejsce, w którym kwiaty urosły od jej energii.
- Spróbuj się skupić tak jak wczoraj, dobrze? - Varda zbliżyła się do niej i położyła dłonie na jej ramionach. Całe ciało Elindil od tego zadrżało. Półświadomie czuła, że trudno jej będzie skoncentrować się na kwiatach, choć z drugiej strony miała wrażenie, że wszystko w niej wrze jakimś nieokreślonym żarem, który narastał w niej od poprzedniego wieczora. Nie potrafiła tego zrozumieć. Teraz pochyliła się nad jednym z kwiatów w kształcie dzwoneczka i złożyła dłonie, usiłując odtworzyć tamto uczucie. Istotnie, ciepło między jej palcami pojawiło się, ale nie było na tyle silne, aby dać efekt wizualny. Varda zauważyła to i zanim Elindil zdążyła się zirytować, stanęła tuż za nią.
- Nie ruszaj się - szepnęła osłupiałej Noldorce prosto w ucho. Otoczyła Elindil ramionami ale tak, aby jej nie dotknąć, a dłonie swoje zbliżyła do jej dłoni, pozostawiając nieznaczną odległość. Cała jej postać delikatnie zajaśniała.
- Och... - Elindil wstrzymała dech. Gorąco powróciło, o wiele silniejsze niż poprzednio, a z jej dłoni znów zaczęły wymykać się promienie.
- Zrób to, co wczoraj... - usłyszała szept tuż koło swojej głowy, a może w głowie? Sama nie była w stanie powiedzieć. Zdało jej się, że kula światła z jej rąk tak przybrała na sile, że całe dłonie stopiły się z nią, a dłonie Vardy... przenikały przez jej własne. Nie była w stanie odetchnąć. Cała jej istota czuła gorąco, ale takie, które nie parzyło, tylko wibrowało w niej i naokoło niej, światło przepełniało ją tak, że myślała, że eksploduje, ale to było cudowne, najcudowniejsze uczucie jakiego zaznała i kiedy tak drżała skąpana w świetle, czuła, że było tak zawsze, że będzie tak zawsze i nie istnieje nic poza tym.
Ale nie było wieczne. Varda delikatnie odsunęła swoje dłonie i światło przerzedziło się a obraz ogrodu powrócił. Elindil poczuła, jak osuwa się na ziemię. Varda podtrzymała ją miękko i usiadła na trawie, układając głowę Elindil wygodniej na swych kolanach. Elfka była półprzytomna.
- To było zbyt silne dla ciebie... - szepnęła łagodnie. Położyła prawą dłoń na jej głowie i trwała tak chwilę bez ruchu. Elindil poczuła ogarniającą ją błogą senność.
Obudziła się, ze zdziwieniem rejestrując, że jej głowa spoczywa na czymś ciepłym i miękkim. Dopiero po chwili przypomniała sobie, co się jej przydarzyło. Spróbowała się poderwać poruszona nagłym przebłyskiem zrozumienia kogo użyła w charakterze poduszki, lecz stanowcza dłoń i mocny głos powstrzymały ją od tego. Leżała więc nadal spokojnie w polu mocy otaczającym Vardę. Poczuła nagle nieznaną jej dotąd niepowstrzymaną ciekawość, chęć zadawania pytań. Przypomniała sobie wcześniejsze słowa Amarie i myśli zaczęły wirować w jej głowie. Pani Gwiazd dotąd siedząca nieruchomo i w milczeniu musiała to wyczuć.
- Coś cię niepokoi, Elindil? - zapytała miękkim głosem, w którym czaiły się, wymknąwszy niepostrzeżenie, opiekuńcze nutki.
- ...
Nie wiedziała co ma powiedzieć, nie chciała zadawać osobistych pytań - nie śmiałaby - więc wybrała, przynajmniej chwilowo, milczenie.
Varda czekała nadal.
- To, co robimy z kwiatami, w ten sposób powstają również gwiazdy, prawda? - zagrała na zwłokę, zadając jak z irytacją stwierdziła, jedno z najgłupszych i najbardziej oczywistych jakie mogła pytań. Tak naprawdę chciałaby wiedzieć, czemu Varda zachowuje się w stosunku do niej tak dziwnie, czemu w kółko znika i co, na litość Eru miała na myśli Amarie, kiedy powiedziała do niej "Zaczynasz płonąć". Nie spodziewała się, że tak głupie ale i przecież proste pytanie spowoduje tak długą ciszę. Poczuła instynktowny niepokój, jakby jakieś zakłócenia z umysłu Valiery przedostały się do otoczenia.
- W pewnym sensie, tak. Jednak trzeba do tego znacznie mocniejszej, wspanialszej mocy... - smutek bijący z tonu, jakim została udzielona odpowiedź zaalarmował elfkę.
- Wybacz, Pani - szepnęła cicho. - Nie chciałam... - palec położony na jej wargach nakazywał milczenie, ale i uspokajał. Przynajmniej takie miał spełnić zadanie. Było to już niemożliwe. Elindil zrozumiała, że nie wiedzieć czemu, niespodziewanie i nie do końca zgodnie z własną wolą, zaczęła niepokoić się o nikomu i niczemu nie podległą, upartą i denerwującą Vardę.
- Co... - delikatny, ale i tak pełen mocy pocałunek definitywnie odebrał jej głos na resztę wieczoru. Mimo tego w późniejszym półśnie jej umysł wypełniały niczym cenne klejnoty po równo - słodycz pocałunku i ten tajemniczy smutek. Stanowczo miała o czym myśleć, kiedy pełna wrażeń wracała zmęczona do swej komnaty.
Następnego dnia Elindil obudziła się w znakomitym nastroju. W środku czuła wypełniające ją i pulsujące przyjemnie ciepło. Instynktownie wiedziała, że miało ono związek z poprzednim wieczorem, choć nie do końca potrafiła wyrazić słowami dlaczego. Niemniej, wstała z łagodnym uśmiechem na twarzy i nawet paplanina Amarie nie zdołała jej wytrącić z tego stanu.
- Co dzisiaj mamy? - zapytała, kończąc się ubierać.
- Ciąg dalszy zajęć muzycznych. Będą nam przydzielać instrumenty do ćwiczeń - odpowiedziała Amarie, po czym dodała żartobliwym tonem - Coś się wczoraj stało?
Elindil nic nie powiedziała, zarumieniła się tylko lekko.
Amarie wyszczerzyła zęby w domyślnym i zwycięskim uśmiechu. Obydwie poszły na śniadanie.
Jakiś czas potem wszyscy uczniowie zgromadzili się w sali muzycznej. Aranwe powitał ich krótko i przemówił:
- Dziś będziemy wam przydzielać instrumenty, na których będziecie się uczyli grać bądź doskonalili wasze umiejętności w tej dziedzinie.
Obchodził salę, z każdym zamieniał kilka słów i mówił, z której części sali z instrumentami może skorzystać. W końcu doszedł do niej. Może dostanę flet - pomyślała Noldorka. Bardzo lubiła grać na flecie, dobrze jej to wychodziło i był to jedyny instrument, ku któremu jak uważała ma wrodzone predyspozycje.
- Elindil, wybierz sobie jakąś harfę. To będzie twój instrument przez cały czas tutaj, więc wybieraj starannie - oznajmił jej tymczasem Aranwe.
Elfka zaskoczona i zawiedziona miała ochotę zaprotestować, ale Aranwe nie dał jej dojść do głosu.
- Wiem od Finwego, że wolisz flet. Ale nie możemy robić tylko tego, co chcemy. Trochę ćwiczeń z naginania własnej woli też się przyda - mrugnął do niej uśmiechnięty, ale jego ton głosu był dość poważny.
O co mu chodziło? - zastanawiała się podirytowana elfka, idąc w kierunku harf. - Jak się ma naginanie woli do dobrej gry?? Przecież Finwe na pewno nie omieszkał powiedzieć, że gry na harfie nie cierpiała i nie miała najmniejszej ochoty wygłupiać się przed resztą. Znalazła sobie pasujący jej w miarę instrument i zaczęła ćwiczyć. Nic się nie zmieniło od czasu, kiedy ostatni raz próbowała. Nie potrafiła za nic wyczuć dźwięków, ani utrzymać powolnego tempa.
- To będzie jedno wielkie marnowanie czasu - stwierdziła w duchu, jednocześnie wyobrażając sobie kolejne Eru jeden wie ile czasu spędzone na zmaganiu się z tym czymś ze strunami.
Zajęcia wreszcie dobiegły końca. Aranwe jeszcze raz przemówił, a to co powiedział, przeraziło ją jeszcze bardziej.
- Moi drodzy uczniowie. Liczę na to, że będziecie ćwiczyć tak pilnie, jak tylko potraficie i sprawicie, żeby instrumenty zgrały się z waszymi fear2, bowiem za trzy tygodnie mamy koncert, na którym zagracie wszyscy razem z naszymi noldorskimi gośćmi.
W sali na chwilę zapadła cisza, po czym poniósł się gwar.
- To jakaś bzdura - zirytowała się elfka, tym razem na głos - Mam grać na tym czymś publicznie? Nagle przy jej boku znalazła się podekscytowana i wyraźnie uradowana Amarie.
- Elindil słyszałaś?! Koncert!!!
- Ciebie może to cieszy, ale mnie przydzielili najgłupszy instrument, jaki mogli - stwierdziła ponuro spoglądając na trzymaną w ręku harfę.
- Mogę ci pomóc w ćwiczeniach - zaofiarowała się Vanya. - Zobaczysz, będzie dobrze.
- O naprawdę? To miło z twojej strony - Elindil trochę poniesiona na duchu podążyła za Amarie do ich komnat.
Ćwiczyły przez resztę dnia z przerwami na posiłki. Amarie bardzo spokojnie i cierpliwie tłumaczyła elfce wszystko co potrzebne, wymyślała różne proste ćwiczenia. Ale nawet pomoc dość dobrze grającej na harfie Vanyarki nie przyniosła rezultatów. Noldorka nie potrafiła nijak dostroić się do instrumentu. W końcu sfrustrowana i zmęczona Elindil stwierdziła, że lepiej będzie, jak skończą na dzisiaj, podziękowała Amarie za pomoc i poszła się przejść.
Nogi same zaniosły ją do Ogrodów. Przechadzała się wąskimi ścieżkami, nie zwracając uwagi na piękno wokół, mrucząc pod nosem różne niepochlebne uwagi na temat harf, Aranwego i kształtowania charakteru.
- Czemu tak źle życzysz naszemu nauczycielowi muzyki? - zagadnął ją znienacka głęboki i pełen zmysłowej mocy głos.
- Pani Gwiazd - elfka odwróciła się błyskawicznie, wpadając w objęcia Vardy.
- No więc? - Varda potrzymała ją chwilę, po czym odsunęła na odległość ramienia, wciąż nie puszczając.
- Mieliśmy dziś zajęcia z instrumentami - rozpoczęła krótką opowieść elfka i streściła przebieg dnia, nie omieszkując opisać dokładnie wszystkiego, łącznie z uwagami Aranwego.
- No i tak to wygląda - stwierdziła na koniec.
- Nie wiem, co mam teraz zrobić - dodała bardziej do siebie, niż do Valiery.
Varda wyglądała na rozbawioną i po krótkim namyśle stwierdziła - Zobaczymy, czy jest aż tak źle, jak mówisz.
Elfka poderwała głowę zaskoczona - To znaczy?!
- Tak, będę ci udzielać prywatnych lekcji - Pani Gwiazd dokończyła za nią zdanie.
- W końcu powinniśmy dbać o naszych noldorskich gości i udzielać im każdej pomocy, jakiej potrzebują.
Elfka zaniemówiła.
*
- Będziesz mieć z nią lekcje?! - Amarie była równie zaskoczona jak ona sama.
- Noo - odpowiedziała Elindil.
Vanyarka uśmiechnęła się przebiegle i stwierdziła - Masz u niej szczególne względy, przecież mówiłam. Wpadłaś jej w oko bardziej niż inne.
Elindil nie zaprotestowała na tę dość dziwną uwagę, wciąż przejęta myślą, że będzie mogła spędzać z Vardą jeszcze więcej czasu, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, czemuż to nagle tak tego pragnie, kiedy jeszcze niedawno burzyłaby się na samą myśl.
Przez następne trzy tygodnie Varda stopniowo zmieniała stosunek elfki do harfy, używając do tego metod, o których istnieniu Amarie nawet nie wiedziała. Varda przede wszystkim nauczyła ją widzieć dźwięki i oddawać ich barwę przy pomocy energii różnych barw, pozwalając jej najpierw ćwiczyć to widzenie przy pomocy fletu. Pokazała jej, jak grać samą energią, ledwo trącając struny. Jak zmieniać dźwięki, cały czas czerpiąc z wnętrza, ze światła.
Nauczyła ją w końcu widzieć całe pieśni, a wtedy elfka zobaczyła, jak pięknie różnią się i uzupełniają szybka melodia fletu, wolniejsza i subtelniejsza harfy, głęboka i dostojna rogu, tętniąca niczym krew w żyłach bębna. To doświadczenie całkowicie zmieniło jej stosunek do instrumentów i dało możliwość równie doskonałego grania na każdym.
Pieśni i gra Vardy, która brała przecież udział w Pieśniach Tworzenia na samym Początku urzekały i czarowały elfkę swą doskonałością, pięknem i mocą. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie słyszała. Pani Gwiazd była dobrą i bardzo pomysłową nauczycielką. Elindil udoskonaliła w czasie ćwiczeń swą technikę widzenia dźwięku na tyle, że zauważyła nawet ze zdumieniem, że Varda czasami dodaje pewien specjalny odcień czerwieni, którego elfka za nic nie mogła znaleźć we własnej energii. Kilka razy zbierała się, by o to zapytać, ale nie miała śmiałości, sama nie wiedząc czemu. Teraz już spędzały razem całe dnie, ćwicząc zarówno grę na harfie, jak i tworzenie światła. Elindil zdążyła już zrozumieć, że kolory dźwięków są częścią energii wibrującej wszędzie, zaczynała rozumieć, że z tych wibracji narodził się kiedyś świat. Marzyła, aby umieć kiedyś spojrzeć na wszystko oczami Valiery, czując instynktownie, że to jej bliska obecność otwiera ją na doznania niedostępne elfom. Kiedy Varda była radosna, jej radość udzielała się. Chwilami Elindil zapominała, że rozmawia, śmieje się i żartuje z Valarem - ta Varda miała w sobie coś, co przypominało Elindil Noldorów. Ognista, niepokorna dusza, którą świat Vanyarów wyraźnie nudził, która... płonęła. Elindil nadal nie wiedziała, co miała na myśli Amarie. Ale kiedy patrzyła na Valierę z bliska, czuła, jakby obie były skąpane w ogniu. Dłonie Vardy były gorące i obezwładniające, kiedy ją trzymały, obejmowały przy powitaniu i pożegnaniu. A jej głos sprawiał, że serce elfki zaczynało przyspieszać.
Czasami jednak, zwłaszcza wieczorem, nastrój Vardy nagle się zmieniał. Była wtedy nieobecna i milcząca, patrzyła w gwiazdy z tak smutnym wyrazem twarzy, że Elindil instynktownie czuła się winna za tamto pytanie, choć nie rozumiała, dlaczego. Stała wtedy obok Vardy, niepewna co powinna zrobić i czekała na jakiś znak. Czasami po prostu oddalała się czując, że Pani Gwiazd pragnie być sama. Tak przynajmniej myślała. Jednak ten stan mijał dość szybko i następnego dnia Varda znów witała ją z promiennym uśmiechem i uściskiem, od którego Elindil miękły kolana.
Trzy tygodnie upłynęły bardzo szybko, a w przeddzień koncertu elfka powiedziała Vardzie, że będzie jej bardzo brakowało tych wspólnych ćwiczeń.
- Możemy je kontynuować, jeżeli zechcesz. - stwierdziła Valiera, po czym dodała - idzie ci już dość dobrze, ale jeszcze mi czegoś brakuje. Być może kiedyś będę mogła ci pokazać, czego konkretnie...
Bardzo zmysłowy sposób, w jaki to powiedziała, spowodował, że elfka zarumieniła się momentalnie, wyczuwając, że chodzi właśnie o te czerwone dźwięki.
Koncert udał się nadspodziewanie dobrze. Przybyli prawie wszyscy Valarowie, nawet Varda zaszczyciła go swoją obecnością, co wszystkich poza Elindil wprawiło w wielkie zdumienie. Elfka przez cały jego czas patrzyła prosto w piękne i głębokie oczy Pani Gwiazd, w myślach dedykując jej swoją grę. Przesłanie było wyraziste i oczywiste, choć sama sobie z tego nie zdawała sprawy.
*
- Dawno nie widziałam Vardy takiej... szczęśliwej. - Yawanna i Vana szły razem z Ilmare w kierunku głównej bramy Taniquetilu. Wszystkie trzy obserwowały z daleka, jak po koncercie Pani Gwiazd opuściła towarzystwo Valarów i podeszła do Elindil, a potem razem z nią udała się w kierunku zamkniętych ogrodów.
- Jest inna, niż ostatnio... - dodała zamyślona Vana. Ilmare kiwnęła głową.
- To prawda. Od tamtej pory nigdy wcześniej nie widziałam jej z kimś tak długo...
Valiery pożegnały się i oddaliły a Ilmare jakiś czas jeszcze stała samotnie, wpatrując się w kierunek, w którym zniknęły Pani Gwiazd i Elindil.
Powinnam jej podziękować - myślała Elindil, idąc obok Vardy. Miała świadomość, że gdyby nie trzy intensywne tygodnie spędzone razem, jej występ nie byłby udany. Nie miała jednak pomysłu, jak to zrobić. Najchętniej wyrzeźbiłaby jeden z iskrzących kwiatów z ogrodu, ale ilekroć usiłowała wyryć kontur na drewnie, kształt jej umykał, nie dając się odtworzyć, tak, że zrezygnowała, mając mimo to nadzieję, że uda jej się to w przyszłości. Teraz żałowała, że nie miała co ofiarować Pani Gwiazd i nie dawało jej to spokoju na tyle silnie, że w końcu zostało zauważone.
- Elindil - Varda zatrzymała się nagle i położyła obie ręce na jej ramionach. Elfka zastygła zaskoczona, stojąc tuż przy krawędzi żywopłotu, przez który dopiero co przeszły.
- Dziękuję ci - Varda powiedziała cicho, a jej spojrzenie dosięgło oczu Noldorki. Zarumieniła się mimo woli.
- To ja powinnam... - ale Valiera nie dała jej dokończyć, tylko przycisnęła ją mocno do siebie. Serce elfki zabiło mocno. Zwykle kiedy Varda przytulała ją do siebie, nie wiedziała jak się zachować, ale teraz jej ręce automatycznie wyciągnęły się ku niej i nagle zdała sobie sprawę, że obejmuje Panią Gwiazd w talii i stoją tak, nieruchome, przyciśnięte do siebie, już długą chwilę. Elindil zapomniała o całym świecie.
*
1el - quenejskie gwiazda, indil - lilia
2Fear - quenejska liczba mnoga od fea - dusza
Elbereth.
|