"Poprzez czas. Monsun."
Sir Gabin odczepił płaszcz od piątej tego dnia gałęzi, która ośmieliła się naruszyć jego prywatność i z westchnieniem spojrzał na pokraczną sylwetkę, człapiącą w dość komiczny sposób. "Żaba generałem, koń by się uśmiał" - mimowolnie przeszło mu przez myśl. Oryginalna aparycja najwspanialszego wojownika w ludzkiej armii nie zmieniała jakoś faktu, że znajdował się wcale daleko, a Gabin nijak nie był w stanie za nim nadążyć.
Westchnął ciężko i przyspieszył kroku, omalże nie potykając się o wystający korzeń. Przeklinał w myślach własną bezmyślność, kiedy zgłosił się (sam, dobrowolnie!) towarzyszyć generałowi w wyprawie. Sęk w tym, że w jego wyobraźni bohaterskie przygody nie obejmowały takich rzeczy jak płaszcz, o który zahaczały gałęzie krzewów, czy długie marsze przez gęstwiny, jakby byli zwykłymi wagabundami, a nie szlachetnej krwi rycerzami. W dodatku jesienne noce nie miały najmniejszego zamiaru bycia ciepłymi, a ognisko wcale nie dawało tyle ciepła, ile go potrzebował. No i jeszcze bolał go kark od spania na twardej ziemi.
Jednak słowo się rzekło i nijak nie mógł się teraz wycofać. Szczególnie, że znajdowali się w środku Przeklętego Lasu, hen, daleko od zamku Guardii i ogólnie pojętej cywilizacji. Bo Porre cywilizacją zdecydowanie nie można było nazwać.
Wyrwał się z zamyślenia w samą porę, omalże nie wpadając prosto na generała, który zatrzymał się nagle, gestem nakazując uczynić mu to samo. Wyłupiaste, żabie oczy poruszały się, gdy nasłuchiwał. Młody rycerz mimowolnie się wzdrygnął. Cóż za obrzydliwą formę podły czarnoksiężnik nadał dzielnemu wojownikowi! Całe szczęście, dawno padł pod ciosem miecza ofiary swojego nikczemnego zaklęcia. Chociaż, zdaniem Gabina, zasłużył na długą kaźń za wszystkie zbrodnie, jakich w życiu dokonał.
- Co się dzieje? - ośmielił się spytać.
- Sza! - uciszył go generał. - Dzieje się coś w lesie nieopodal. Być może, iż trafiliśmy na bestię, za którą się w pościg puściliśmy...
Gabin zamrugał, przetwarzając w myślach wypowiedź towarzysza. Męstwa i waleczności nie potrafił mu odmówić, jeżeli jednak o język chodziło, to wiele by dał, aby generał mówił normalnie, a nie w języku, którego być może używała Gabinowa praprababka. Wędrował z generałem od dłuższego czasu i do tej pory nie zdołał przywyknąć.
- Blisko jesteśmy? - z irytacją stwierdził, że dziwna składnia zaczęła mu się udzielać.
Odpowiedziało mu skinienie głowy.
Sir Gabin pogładził rękojeść miecza, na jego twarzy pojawił się uśmiech. W końcu nadszedł kres łażenia po chaszczach. Ubiją potwora, o którym gadali przerażeni wieśniacy i wrócą w glorii i chwale, a zaszczyty spłyną na nich obu. Mimowolnie zastanowił się, dlaczego jego towarzysz tak szybko uwierzył w gadanie wieśniaków. Gdy tylko opisali bestię (plugastwo większe od rumaka bojowego, z cielskiem pokrytym kolcami długimi na ponad łokieć), generał poderwał się i natychmiast zaczął prosić królową o pozwolenie udania się na łowy. A przecież chłop mógł to zwyczajnie zmyślić, jak to wieśniacy mają w zwyczaju, gdy zbyt dużo gorzałki wypiją. Być może podczas swych wypraw dzielny bohater, który ocalił królową spotkał już podobne maszkary. Gabin pewności jednak nie miał - generał z wielką niechęcią i nadzwyczaj lakonicznie wspominał swoje przygody.
***
Janus Zeal, w tych czasach powszechnie znany jako Magus, naczelna i najpodlejsza zaraza, jaka kiedykolwiek trapiła ludzkość, aktualnie w opinii ogółu był gatunkiem wymarłym, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Nie przeszkadzało mu to, gdyż nie miał w zwyczaju pchania się ludziom przed oczy, a łaknienie kontaktu z kimkolwiek było zdecydowanie nie w jego stylu. Poza tym wszyscy przeważnie mieli mu za złe, kiedy czynił przysługę światu i ścinał głowę idioty, ratując wszelkie istnienie przed złowrogą próżnią, czającą się za oczyma ofiary i gotową w każdej chwili wessać ich w swoją bezdenną otchłań.
Każda istota żywa bez wyjątków, wolała widzieć go martwego, najlepiej martwego na śmierć, jak idiotycznie by to nie brzmiało. Z czystej złośliwości postanowił być na bakier z pragnieniami świata i śmierć stanowiła ostatnią (może poza utrzymaniem stosunków towarzyskich z żabowatym generałem Guardii ) rzecz, jaką chciał osiągnąć. W obecnej sytuacji mogło się to jednak okazać kłopotliwe.
A wszystko zaczęło się od nienawiści. Nie cierpiał z wzajemnością wszelkiej istoty żywej, lub chociaż sprawiającej pozory życia, ale jednej istoty nienawidził z całego serca.
Gdy więc zauważył niemile znajomy kształt rzucił się bez wahania w pogoń. Co zdecydowanie nie wyjdzie na zdrowie, doszedł do wniosku, stojąc na skraju idiotycznie zielonej polanki ukwieconej ponad wszelką miarę i obserwując zbliżające się stworzenia. Poprawił ułożenie dłoni na kosie. Najmniejszy błąd w starciu z pomiotem Lavosa mógł kosztować życie... chociaż nawet nie liczył na to, że wyjdzie cało ze starcia z czterema potworami jednocześnie. Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. Śmierć nie należała do rzeczy, których się bał. Prawdę mówiąc, to nie bał się niczego, bo zwyczajnie nie miał ku temu powodów. Wszystkie znikły wśród morskich fal wraz z Zeal, które runęło w wodną otchłań.
Jeden ze stworów otworzył paszczę (a przynajmniej w opinii Magusa była to paszcza) i wydało gdzieś z wnętrza swoich trzewi nieprzyjemny dla uszu, wysoki ni to ryk, ni to skowyt.
W tym samym momencie dziedzic nieistniejącego królestwa ruszył do ataku.
***
Powietrze wypełnił straszliwy, niepodobny do niczego znanego rycerzowi, ryk, któremu zawtórowały po chwili trzy inne, zlewając się w przerażającą kakofonię, która sprawiła, że ognisko bólu wybuchło tuż za oczami Sir Gabina. Szybko przemieściło się wzdłuż jego głowy prosto do żuchwy i zakończyło się paskudnym bólem gdzieś w okolicy korzeni zębów.
- Co to było?! - wykrzyknął, wpatrując się w generała. Nie czuł się zbyt pewnie, cała chwała i zaszczyty z polowania na bestie w jednej chwili przestały być tak szalenie atrakcyjne, jak w zamku Guardii, gdzie nieroztropnie zgłosił się na ochotnika. Jego samopoczucia wcale nie poprawiał fakt, że aby spojrzeć na najdzielniejszego z ludzkich wojowników musiał opuścić wzrok na wysokość swojej klatki piersiowej. W dodatku jego towarzysz przysiadł nieco, przez co wydawał się jeszcze niższy. Chuda, drobna rączka, po której nikt nie spodziewałby się wielkiej siły, zacisnęła się na rękojeści miecza.
- Potwór - padła prosta, lakoniczna odpowiedź. Generał prawdopodobnie chciał coś dodać, ale jego słowa zagłuszyła potężna eksplozja, która, zdawałoby się, ukryła na krótką chwilę całą okolicę pod osłoną cienia.
- A to? - jęknął słabo Gabin.
- Drugi potwór - oznajmił generał i zakumkał z namysłem. - Tylko cóż on, u licha, tu robi? I wie on doskonale... a jednak to zaklęcie!
Rycerz zupełnie nie wiedział, o czym mówi jego towarzysz, ale wyglądało na to, że był mocno poruszony. Na beznamiętnej aparycji żaby pojawił się cień jakichś emocji, a wyłupiaste oczy strzelały dziko, jakby wypatrując zewsząd zagrożenia. Po krótkiej chwili ruszył przed siebie, krocząc zdumiewająco szybko. Gabin musiał niemal biec, aby nie zgubić towarzysza w lesie, co skutecznie utrudniały mu wystające korzenie, gałęzie i kolczuga, która ciążyła niemiłosiernie.
strony: [1] [2] [3] [4]
|