Strona techniczna mangi to przede wszystkim bardzo przyjemna, klasyczna kreska, jaka cechuje gatunek yaoi. Autorki spod znaku "róży" raczej dbają o to, żeby ich bishoneni byli powalająco przystojni i pociągający nawet w ekstremalnych sytuacjach (vide Katsumi z żołądkiem przenicowanym na drugą stronę po wypiciu cudownego specyfiku). Tak też jest w przypadku "Koi suru Boukun". Jasnowłosy okularnik Souichi oraz Morinaga o wielkich oczętach i poczochranej fryzurze mogą niejedną fankę przyprawić o przyspieszony oddech. Na plus dla autorki należy zapisać także dużą dbałość o szczegóły i umiejętne posługiwanie się rastrami. To już nie są blade i jednolite tła jak w "HEN". Tu akcja biegnie sprintem, a rastrowanie wcale nie pozostaje w tyle. Energiczne maźnięcia, plamy i rozmycia przenikają się z liniami wzmagającymi ruch. Do tego dochodzi żywa kreska i bardzo duża wyrazistość mimiczna postaci. Czytając "Koi suru Boukun" odnosi się wrażenie, że obrazy przelatują przed oczami jak w filmie. Nierównomierne, skośne kadrowanie zapewne też ma tu duże znaczenie. Zazwyczaj taki sposób ułożenia obrazków charakteryzuje historie, w których akcja wartko się toczy. Nie inaczej jest w tym wypadku. A mimo to (a może właśnie dlatego) komiks czyta się świetnie i trzeba dużego samozaparcia oraz specjalnych umiejętności (chyba IQ poniżej 70) żeby się pogubić w treści. Dodatkowe ukłony dla autorki należą się za to, że w tle pojawiają się nie tylko rastrowe wypełniacze ale również elementy otoczenia, które wprowadzają odpowiedni nastrój i bardzo dobrze osadzają akcję w konkretnym miejscu. Niby nic wielkiego, ale dorysowanie kawałka kafelkowej podłogi, donicy z kwiatkiem czy ramy okna daje więcej niż tysiące motylków, bukiety różyczek i wszelkiego rodzaju paciaje stosowane w ramach zapełnienia przestrzeni wokół bohaterów.
strony: [1] [2] [3]
|