Bukiyou na Silent
Nie ma chyba nic gorszego niż niemożność wyrażenia własnych myśli. Chorobliwa nieśmiałość połączona z mocno ograniczoną mimiką może skazać na samotność i odrzucenie. A człowiek to mimo wszystko zwierzę stadne, więc życie w pojedynkę na dłuższą metę może być dla niego nie do zniesienia.
Satoru Toono jest zamkniętym w sobie uroczym chłopaczkiem, który zupełnie nie potrafi porozumieć się z rówieśnikami. Nie ma przyjaciół ani kolegów a jedynym miejscem, gdzie czuje się pewnie jest pracownia plastyczna na najwyższym piętrze szkoły. Stamtąd ma najlepszy widok na boisko i na treningi drużyny baseballowej. A przede wszystkim na... Keigo Tamiyę. Toono zużył kilka grubych szkicowników i niezliczoną ilość ołówków, żeby uwiecznić tego przystojniaka. Jego fascynacja kolegą niestety nie ma żadnych innych konsekwencji, bowiem wspomniana wcześniej nieśmiałość nie pozwala mu na cokolwiek innego poza wzdychaniem do własnych rysunków.
Aż pewnego dnia...
Tamiya z rumieńcem zażenowania na twarzy proponuje chłopcu "chodzenie". Szok niemal zbija Satoru z nóg, ale z racji "niewydolności wyrazu twarzy" (czyli totalnego braku min) nie widać żeby to wyznanie go obeszło. Na szczęście w ostatniej chwili zmusza się do nieporadnego wypowiedzenia kilku słów, które sprawiają, że Tamiya "odlatuje" w rejony siódmego nieba. Małymi kroczkami ich znajomość zaczyna się pogłębiać i wydawałoby się, że na tym można by zakończyć tę opowieść. Ale zaraz, przecież to dopiero początek. Otóż błąd, moi państwo, bowiem autorka postanowiła wpleść kilka tradycyjnych wątków romansowych, które - choć mocno wyświechtane - w połączeniu ze słodką i uroczą kreską dają całkiem przyjemny efekt. Najbardziej przypadła mi do gustu opowiastka z pierwszego rozdziału. Tak cukierkowej, milutkiej i naiwnej historii dawno nie czytałam i gdyby nie to, że główną rolę gra młodzieniec a nie wielkooka dziewoja, pewnie zachwyceni byliby także miłośnicy shoujo. Nieco nie na miejscu - jak dla mnie - jest pojawienie się sceny łóżkowej pod koniec pierwszej przygody. Pani Takanaga mogła ją sobie spokojnie darować zakończywszy na uroczych pocałunkach i jakichś okazjonalnych pieszczotach. Ni z gruchy to ni z pietruchy wyskoczyło i trochę zgrzytnęło mi między zębami.
strony: [1] [2] [3]
|