GITS II - Innocence
„Sci-fi, akcja, anime” - w tę szufladkę gatunkową pewien recenzent beztrosko wrzucił „G.I.T.S II – Innocence”. Owszem, fabuła rozgrywa się w przyszłości. Owszem, mamy trochę akcji. Owszem, jest to anime. Ale czy na pewno można stawiać tę produkcję w jednym rzędzie z takimi tytułami jak np. Aplleseed czy Vexille?
Otóż moim skromnym zdaniem, nie. Albo pan recenzent nie obejrzał dokładnie filmu, a jedynie okładkę albo cierpi na galopującą ślepotę i nic, ale to zupełnie nic z tego anime nie zrozumiał...
„G.I.T.S...” to wbrew pozorom nie jest film. To opakowany w kształt japońskiej animacji wielopoziomowy traktat filozoficzny, kunsztowna, lecz nie pusta zabawka, która oglądana z coraz to innej strony odsłania przed nami swoje kolejne tajemnice, odsyłając nas w tak bogaty świat symboli, odniesień, cytatów i filozofii, że pojedyncza ludzka jednostka, niedysponująca podłączonym do Sieci cybermózgiem nie jest w stanie się w tym wszystkim połapać...
Wykonajmy więc zoom i poddajmy „G.I.T.S” szczegółowej analizie, której wyniki trafią do elektronicznych archiwów Sekcji 9...
Zagadnienie no. 1 – Miejsce zbrodni, czyli fabuła.
Spójrzcie uważnie. Oto nadlatujemy nad miejsce wypadku. Z nieznanych przyczyn gynoid (android płci żeńskiej) zaatakował i zabił właściciela, a następnie zbiegł, mordując również dwóch usiłujących go powstrzymać policjantów. Z góry, z helikoptera, widać wyraźnie mrówczą krzątaninę – na miejscu są już policyjne oddziały AT, skąpani w czerwono-niebieskim świetle syren uzbrojeni ludzie szybko i sprawnie zajmują pozycje do ataku. Akcja prowadzona jest wzorowo, wszystko przebiega niemal według podręcznikowych wytycznych. I oto na chwilę przed wkroczeniem AT-eków w uliczce, w której ukrył się android zjawia się on. Ponury człowiek w wytartej kurtce, przejmujący od ręki całą akcję i śledztwo. Policjanci ustępują bez szemrania. Cóż, w końcu to Sekcja 9, a z nimi się nie dyskutuje...
Zbieranina „ułaskawionych” przestępców i żołnierzy, których zwolniono ze służby, hakerów i wojskowych eksperymentów – to właśnie Sekcja 9, rządowa komóra odpowiedzialna za bezpieczeństwo na najwyższym poziomie. Nie pasuje tu tylko Togusa, przeniesiony ze służby w policji - spokojny, cichy i pracowity człowiek, szczęśliwy mąż i ojciec małej córeczki, o niemal „naturalnym”, nie scyborgoizowanym ciele. Niegdyś Sekcją dowodziła „Major” Motko Kusanagi, teraz - pod jej nieobecność, funkcję tę sprawuje wypalony wewnętrznie cyborg Batou. I właśnie Batou i Togusa, tak odmienne i przeciwstawne osobowości, przydzieleni do sprawy dziwnego zachowania gynoida, wspólnie rozpoczynają śledztwo...
Fabuła - inaczej niż serialu G.I.T.S, gdzie widzowie byli zaskakiwani nagłymi zwrotami akcji, w filmie niemal nie istnieje. Ot, śledztwo „się robi”, Batou i Togusa odwiedzają różne miejsca i wypytują różnych ludzi. Mamy nawet strzelaninę. To wszystko to jednak tylko pretekst, by ukazać dokładnie świat, w którym poruszają się bohaterowie, i by dać im czas na dyskusje, dykteryjki, czy tez uwagi dotyczące otaczającej ich rzeczywistości. I właśnie to jest esencją, jądrem tej produkcji, jej sensem i celem.
Zagadnienie no. 2 – Pieprzenie głupot, czyli filozofia.
Inaczej niż w większości anime, gdzie poważniejsze treści przekazywane są nam niejako „przy okazji” „dziania się”, G.I.T.S proponuje nam odwrotne rozwiązanie - „przy okazji” podawania nam w postaci dialogów filozoficznych przemyśleń i odniesień, coś się wydarza. Wędrujemy razem z bohaterami przez obskurne dzielnice, odwiedzamy centrum metropolii, czy zanurzamy się w przepychu prywatnych rezydencji. Oto świat przyszłości – świat, w którym biedni są biedniejsi niż byli, a bogaci jeszcze bardziej wzrośli w siłę. Gdzie sprawiedliwość nie istnieje, bo wszystkich interesuje tylko jedno – pogoń za władzą, pieniędzmi i znaczeniem. Pojedyncze, odosobnione gesty „dobra” (o ile można to tak nazwać), to akt zdrady wobec wszechpotężnego systemu i władzy korporacji, a jakiekolwiek uczucia to niebezpieczny luksus, na który pozwalają sobie tylko skończeni idealiści, bo to przecież słabość, która może zostać wykorzystana przeciw tobie. W tym ponurym, zimnym świecie sarkastyczny, o gorzkim poczuciu humoru i obojętny na świat wokoło Batou czuje się jak w domu. Wojskowy cyborg, o ciele w całości przemienionym w perfekcyjną maszynę do zabijania, dla którego przemoc to po prostu środek do celu, wydaje się być pozbawiony zupełnie ludzkich uczuć. Samotny i milczący, „otwiera się” tylko gdy wspomina o Major Kusanagi, lub gdy po pracy w zaciszu swojego zabezpieczonego niczym bunkier mieszkania wita się z Gabrielem – swoim psem, chyba jedyną istotą, która - tak jak on, jest w stanie pojąć ból samotności. Z drugie strony mamy Togusę. Ciężko pracujący idealista, niezbyt przystosowany do świata, w którym przyszło mu żyć. Żona, córka – są tym, co sprawia, że Togusa nie musi zwracać uwagi na to wszystko wokoło, co przyprawia go o dreszcze.
Jednak i w nim widać już ten cyniczny osad, który zostaje w człowieku, gdy zbyt długo styka się ze skondensowanym brudem codzienności. Dwie odmienne postacie, dwa odmienne punkty widzenia, pozwalające nam spojrzeć na pojawiające się w filmie zagadnienia w rożnym świetle. G.I.T.S bowiem zadaje nam pytania, na które odpowiedzi wydają się proste („Co sprawia, że jest się człowiekiem?”, „Gdzie leży granica między programem a życiem?”, „Ile można uczynić w imię dobra ?” ), by po chwili rozbić naszą niewzruszoną pewność jakimś „przypadkowo” rzuconym cytatem, sytuacją czy zdarzeniem, która wywróci nas na drugą stronę, zmuszając do przemyślenia wszystkiego od nowa. „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” - zdają się mówić twórcy i zapraszają widza do lekko perwersyjnej gry: ty wyrobisz sobie zdanie jakiś temat, a my przewrócimy je na nice. A gdy już zaktualizujesz swój światopogląd o zmienną, która ci podaliśmy, to my zrobimy to jeszcze raz. I jeszcze. A przy okazji możesz pobawić się w szukanie podpowiedzi, które umieściliśmy tu i ówdzie, ale nie myśl, że cię to dokądkolwiek zaprowadzi...
Zagadnienie no. 3 – Wizualizacje, czyli technikalia.
Powiem krótko – jak tak ma wyglądać przyszłość, to ja chcę tam żyć. W G.I.T.S zastosowano podobną technikę jak choćby w „Apurusido” (Aplleseed), czyli łączenia klasycznej, rysowanej animacji z animacją 3D. Twórcy nie popełnili jednak tego błędu, co animatorzy Apleseed. Grafika 3D, choć stanowi większość tego, co widzimy na ekranie, jest tylko dodatkiem, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało. Możliwości, jakie daje komputerowe rysowanie wykorzystano bardzo subtelnie, a momenty „przejścia” między miksem 3 i 2D a pełnym 3D są niemal niezauważalne.
Wszystkie przedstawiane w anime lokacje są niesamowicie szczegółowe i „realne”, a zgaszona kolorystyka, przytłumione światło i umiejętne operowanie cieniem doskonale budują klimat ponurej metropolii przyszłości, w której wiodą swe smutne i przeraźliwie samotne życie bohaterowie. Widać jednak, że czasem animatorzy nie mogli się powstrzymać, i niczym dzieci, które dostały w łapki wspaniałą zabawkę, przesadzają trochę z jej użyciem. Chodzi mi głównie o tzw. „dłużyzny” - długie, plastycznie wysmakowane sekwencje, z których każdy kadr może być samodzielnym obrazem, lecz które nic nie wnoszą do (i tak) szczątkowej fabuły. Mnie osobiście takie wstawki nie rażą, lubię bowiem pokazywanie świata, w którym toczy się akcja, jednak mniej cierpliwi widzowie poczują się uprawnieni do naciśnięcia przycisku „przewiń”.
Tradycyjnie o muzyce się nie wypowiem wiele ponad to, że jest świetna. Oprócz niesamowitego „smęcenia” w openingu, po którym przechodzą dreszcze wzdłuż kręgosłupa, muzyka jest bardzo dobra. Wielki plus należy się dźwiękowcom za wszystkie odgłosy „tła” - trzaskanie drzwi, głosy ludzi, szum ulicy – to wszystko buduje klimat lepiej niż najlepsza muzyka.
Zagadnienie no. 4 – Czas wkroczyć do akcji, czyli oglądać czy nie?
Oczywiście że oglądać! To anime mogę polecić z czystym sercem każdemu, kto od filmów wymaga czegoś więcej, niż rozrywki. Każdemu, kto lubi się głowić nad różnorakimi problemami etycznymi czy psychologicznymi. Zresztą jak wspomniałem, G.I.T.S jest jak piękna, tajemnicza zabawka i każdy, spoglądając nań pod innym kątem, znajdzie tu coś dla siebie. To zarówno trakt filozoficzny, jak i przejmująca opowieść o ludzkiej samotności. To historia o smutku i utraconej miłości. To moralitet o granicach „dobra i zła”, i zestaw pytań o kondycję ludzką doby gwałtownego rozwoju techniki.
Nie jest to dzieło dla wszystkich. Ja sam do Innocence podchodziłem po kilka razy. Za pierwszym film mnie po prostu znudził. I znudzi zapewne każdego, kto na hasło „sci-fi” reaguje przypomnieniem sobie Star Treka, czy innego badziewia... Mimo to warto włożyć sobie po raz kolejny wtyczkę do cybermózgu, i spojrzeć na G.I.T.S z innej, tej bardziej refleksyjnej strony, a gwarantuję wam długi, pasjonujący zjazd w głąb ludzkiej duszy...
N.
TechnikaliaAutor oryginału | Shirow Masamune | Reżyseria | Oshii Mamoru | Studio | Bandai Visual, Production I.G | Scenariusz | Oshii Mamoru | Muzyka | Kawai Kenji | Rok wydania | 2004 | |
Gatunek | shounen | czas trwania | 99 min. |
Odnośniki:
Recenzja na Tanuki.pl
|