Empty Heart
Zazwyczaj w mangach yaoi zdarza się tak, że strach przed odrzuceniem związany jest ze świadomością, iż obiekt uczuć nie wykazuje zainteresowania własną płcią. Cierpienie i udręka toczą głównego bohatera jak czerw, zatruwają mu życie i wywołują frustrację.
Ale zdarza się również, że obaj główni bohaterowie mają skłonności do mężczyzn. Wydawałoby się, że nie powinno być problemu z nawiązaniem przyjaźni. A jednak! Czasem los spłata psikusa nawet tym, którzy mają ukochanego na wyciągnięcie ręki.
Kajiwara Takumi jest uroczym i niezwykle przystojnym młodzieńcem. Odkąd jego liceum zostało przekształcone w szkołę dla chłopców jego popularność wśród rówieśników wydatnie wzrosła. Jest zasypywany propozycjami „chodzenia”, a przyjaciele z klasy z niepokojem obserwują, że każdą taką ofertę odrzuca niemal z obrzydzeniem. Co jest tego powodem?
Otóż Takumi jest po uszy zakochany w Usami-sensei, nauczycielu od plastyki. Usami Yun to dawny przyjaciel starszego brata Takumiego – Ryuty. W czasach szkolnych był częstym gościem w domu państwa Kajiwara. To wtedy Takumi odkrył, że Usa-nii (jak go pieszczotliwie nazywał) jest zakochany w Ryucie. Fascynacja zakazanym uczuciem spowodowała, że w pewnym momencie Takumi sam poczuł potrzebę sprawdzenia się w męskim związku.
Okazja pojawiła się, gdy Usami wrócił do liceum jako nauczyciel. W tym czasie Ryuta obwieścił rodzinie, że będzie się żenił. Takumi podejrzewał, że ta wieść przysporzy wiele bólu Usa-nii. Wykazał się nie tylko współczuciem ale również sprytem i pospieszył pocieszyć ukochanego. A że Takumi wyglądał identycznie, jak jego starszy brat...
„Pomyśl o mnie jak o Ryu-nii... Mów mi Ryuta...”
Jak to się skończyło? Czy Yun da się podejść przebiegłemu nastolatkowi? Czy Takumi wytrzyma w roli substytutu? Warto zajrzeć do mangi, bowiem grafika jest śliczna, a fabuła całkiem zgrabna.
W Polsce problem miłości między nauczycielem a uczniem pomijany jest głuchym milczeniem. Jeśli już ktoś spróbuje cokolwiek na ten temat powiedzieć, robi to bardzo ostrożnie z obawy przed górami zarzutów o pedofilię i wymyślnymi obelgami. Zwykło się uważać, że związek pomiędzy nastolatkiem a dorosłym jest czymś złym i godnym potępienia. Na spalonej pozycji jest nie tylko uczeń, ale przede wszystkim nauczyciel. Ludzie z oburzeniem zadają pytanie jak mógł być tak nieodpowiedzialny i uwieść niedoświadczone, czyste i prawe dziecię? Dlaczego kala nieskażony plugawymi myślami umysł i bezcześci dziewicze ciało?
Czy aby na pewno jest to tylko „przewina” nauczyciela? Czy uczeń nie ma tu nic do powiedzenia? Siedemnaście lat to wiek, kiedy rozpalają się młode umysły. To czas gdy ludzie łakną nowych doznań, nieznanych wrażeń. Kiedy pragną poczuć się jak dorośli. Odetchnąć ich życiem, doświadczyć czegoś, co wyniesie ich na całkiem inną płaszczyznę istnienia. Nie zawsze jest to mądre i odpowiedzialne. Powiedziałabym nawet, że w większości wypadków kończy się bolesnym upadkiem. Ale nauka dowiodła, że człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach. Tysiące książkowych przykładów to betka w porównaniu z jednym, konkretnym – przeżytym na własnym tyłku, kopniakiem losu.
Niektórzy mogą zarzucić mi stręczycielstwo, kiedy powiem, że każdy powinien żyć w zgodzie z sobą samym, jeśli tylko nikogo nie krzywdzi. Ok, niech i tak będzie. Ale zamiast od razu zapowietrzać się wyświechtanymi argumentami, powinni spróbować postawić się na miejscu oskarżanych o niemoralność nauczycieli i nastolatków. Nie nawołuję – rzecz jasna, do ogólnej rozpusty, orgietek w szkolnej kanciapie, ani do wyskakiwania „na numerek” podczas długiej przerwy, bo przecież nie o to tu chodzi. Nie seks powinien być głównym motorem związków między uczniem a pedagogiem, a uczucie. Sama fascynacja fizyczna nie jest niczym złym, o ile nie rozbija istniejących układów i nie krzywdzi osób trzecich. Uświadomienie młodego człowieka w tej kwestii i danie mu możliwości spokojnego zastanowienia się nad konsekwencjami związków miłosnych z dorosłymi przyniosłoby na pewno więcej korzyści niż problemów. Jak na razie mamy jednak grajdołek pełen przechodzonych prawd objawionych, do którego zagania się kolejne roczniki młodego pokolenia, by czerpały z niego pełnymi garściami. Co można z tym zrobić? Stanąć przy grajdołku i cierpliwie tłumaczyć, tłumaczyć, tłumaczyć... A może za dwieście lat coś się poprawi.
Grafika – jak przystało na Masara Minase, jest przecudna. Wielbicielki yaoi zapewne doskonale znają tę autorkę. Piękne, pociągające twarze, świetnie oddane uczucia, doskonała mimika. Do tego dochodzi bardzo dobre odwzorowanie szczegółów anatomicznych i udane kadrowanie. Mimo regularnego ułożenia obrazków odnosi się wrażenie, że dużo się dzieje. Być może spowodowane jest to również typowym dla tej mangaki „przycinaniem” rozemocjonowanych twarzy. Wtedy wzrok galopuje do kolejnych kadrów w pogoni za akcją.
Tła są przejrzyste, najczęściej wypełnione delikatnymi rastrowymi rozbłyskami i plamami. Nie mam tego za złe, bowiem dzięki temu łatwiej śledzi się przemyślenia bohaterów, a sam komiks wydaje się bardziej czytelny. Od czasu do czasu pojawiają się również wnętrza, ale po prawdzie nie ma na czym oka zawiesić, ponieważ autorka postawiła bardziej na sferę uczuciową mangi, drugi plan mając w głębokim poważaniu. Na szczęście rozrysowane elementy są na tyle charakterystyczne, że można łatwo zorientować się czy akcja rozgrywa się w szkole, na dworze czy w pokoju Usa-nii. To zresztą normalna rzecz w komiksach Masary i przy takiej plejadzie przystojnych bohaterów mało kto będzie zwracał uwagę na takie detale jak brak rzetelnego tła.
Co można zarzucić autorce? Hm... otóż ma ona jedną jedyną wadę. A właściwie manierę. Mianowicie wszyscy je blondwłosi amanci wyglądają identycznie. Czy to w „Empty Heart”, czy w „Uso to Kiss”, czy w „Unbalanced Heat” (że o innych tytułach nie wspomnę). Takumi, Haru, Daisuke, Ryuu, Yun, Kazuma – wszyscy podobni są do siebie jak klony z jednego materiału genetycznego. Czy to dobrze czy źle? Nie wiem. Subiektywnie patrząc – źle, bo dostaję oczopląsu za każdym razem, kiedy sięgam po którąś z mang Masary. Przez chwilę muszę wmawiać sobie, że nie ma tu tego czy owego wątku, bo to całkiem inny tytuł. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Ładna kreska również ma jakieś ograniczenia, a ilość stworzonych tytułów zapewne wydatnie zawęża możliwości w kreowaniu bohaterów niepodobnych do innych.
Tłumaczeniem zajęła się grupa BoysLove, która ma duże doświadczenie w przekładzie mang Minase Masary. Translacja jest profesjonalna i estetyczna, na co warto zwrócić uwagę zwłaszcza teraz, w dobie pojawiających się - jak grzyby po deszczu, nowych stron skanlacyjnych, które nie mają pojęcia o tłumaczeniach, edycji i typesettingu.
Co można powiedzieć o „Empty Heart”? To jedna z tych pozycji, które spodobają się wszystkim fankom yaoi. Dobra, doprawiona emocjami fabuła, wartka akcja i świetna kreska gwarantują porządną rozrywkę. Wielbiciele romansów hetero, którzy odważą się zajrzeć na karty tej mangi powinni nastawić się na średnią dawkę golizny i dużą dawkę sentymentalizmu. Na chwilę obecną są dostępne 3 rozdziały przetłumaczone ma język polski. Reszty niestety trzeba szukać w necie. Proponowałabym zacząć od stron hiszpańskojęzycznych z racji tego, że w Wielkiej Brytanii tytuł ten został zlicencjonowany.
Miłego czytania.
TechnikaliaAutor | Masara Minase | Scenariusz | Masara Minase | Wydawca | Ookura Shuppan | Rok wydania | 2003 | Polskie tłumaczenie | BoysLove [BL] | Gatunek | shounen-ai | Ilość tomów | 1 |
Laurefin.
|