But the future refused to change...
Chrono Trigger
"Gorzko!"
Zero
Czuł, że powietrze w sali pachniało smarem, rozgrzanym metalem i ozonem. Chłód panujący w pomieszczeniu sprawiał, że jego ramiona pokrywały się gęsią skórką, a po plecach przechodził mimowolny dreszcz, zupełnie jak wtedy, gdy spodziewa się czegoś groźnego, co wyskoczy z wściekłym wrzaskiem i rządzą krwi w oczach zza któregoś z chrzęszczących kołami zębatymi urządzeń.
Założył ręce na piersi i zmarszczył brwi, jakby miał nadzieję, że w ten sposób zdoła odegnać strachy i obawy, które z niewyjaśnionych przyczyn muskały lodowatymi palcami jego umysł.
- Jesteś pewna, że to będzie działało? - burknął w końcu, gniewem i arogancją maskując niepewność.
Spojrzała na niego z pogardą godną Saiya-jina obserwującego słabszą rasę.
Chyba to w niej było takie... intrygujące.
- Oczywiście, że będzie działało. - obrugała go, prychając gniewnie. - Za kogo ty mnie masz, co?
Nie odpowiedział, przypatrując się rzędom cyfr migających na ekranie i zmieniających się co chwila tak, że ledwo mógł nadążyć z ich odczytaniem.
Nie zdołał dostrzec w tym sensu. Nawet pomimo zawiłych tłumaczeń ludzkiej kobiety, która jednocześnie filuternie poprawiała włosy i przyglądała mu się w coraz bardziej jednoznaczny sposób. Może dlatego nie zdołał tego pojąć, w końcu były ważniejsze sprawy niż rzędy cudacznych znaczków.
Zimne, niebieskawe światło ekranu rzucało dziwne cienie na twarz kobiety pochylonej nad klawiaturą, nadając jej nierzeczywisty wygląd. Zupełnie jakby była zjawą, która z niewyjaśnionych przyczyn nawiedziła to miejsce. Oczy lśniły gorączkowo, tak jakby odbywała w tej chwili pojedynek z wymagającym przeciwnikiem.
- A kiedy zacznie? - prychnął kpiąco.
Łypnęła na niego złowrogo i właśnie miała zamiar odpowiedzieć, kiedy zamrugała jarzeniówka. Najpierw jedna, potem kilka następnych, aż w końcu całe pomieszczenie migotało niczym cyfry ciągle przesuwające się na ekranie.
- C... co się dzieje? - jęknęła.
- To ty masz to wiedzieć, kobieto! - warknął, odruchowo stając w gotowości do obrony.
Ale nijak nie dało się walczyć z jasnością, która nagle ogarnęła ich ze wszystkich stron.
***
Otworzył jedno oko. Skrzywił się, migrena zaatakowała podstępnie i znienacka, wbijając się świetlistym ostrzem w głąb czaszki. Wymamrotał kilka przekleństw, podniósł się do pozycji siedzącej i siłą woli zmusił do tego, aby otworzyć drugie oko.
Migrena czaiła się w ukryciu, by znaleźć okazję do kolejnego ataku.
Zlustrował otoczenie. Skały, ziemia, wzgórza, Bulma, skały, pustkowie. Kobieta jęknęła i mamrocząc pod nosem słowa, których części nie potrafił zinterpretować podniosła się i otrzepała ubranie.
- Gdzie jesteśmy, kobieto? - wymamrotał, usiłując zignorować kolejne ukłucie bólu.
- Co ja, wróżka jestem? - prychnęła, poprawiając włosy.
- To była twoja maszyna. - oznajmił oskarżycielskim tonem.
- Stałeś obok, musiałeś popsuć!
- Jak niby? - uniósł brwi w zdumieniu. Długotrwałe doświadczenie sprawiało, że unikał jakiegokolwiek kontaktu z czymkolwiek skonstruowanym przez Bulmę. Miało paskudny nawyk wybuchania, gięcia się, wydawania dziwnych dźwięków. I doprowadzania konstruktorki do stanu szewskiej pasji.
- Popatrzyłeś na komputer i zdechło z wrażenia!
Prychnął, nie czując potrzeby innego skomentowania jej słów, odwrócił się. I wtedy coś zwróciło jego uwagę.
Niebo, lśniące niemalże zapomnianymi gwiazdozbiorami.
Nawet, gdyby chciał coś powiedzieć, to nie mógłby - najnormalniej w świecie zabrakło mu tchu. Ciągle patrząc w niebo opadł z powrotem na ziemię, uderzając kolanami o twarde kamienie i za nic mając sobie książęcą godność.
- ...Vegeta? - zamrugała, zdziwiona i chyba lekko zmartwiona jego dziwnym zachowaniem.
- A żebyś, kurde, wiedziała. - wydusił z siebie.
Spojrzała jak na, nie przymierzając, chorego psychicznie. Po chwili jednak jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
- Ale... jak? - wykrztusiła.
- Nie mam pojęcia.
***
Sprawy wyglądały prosto. Jakimś, niewyjaśnionym sposobem znaleźli się na planecie, która od ładnych dwóch dekad nie miała prawa istnieć, zniszczona przez kosmicznego tyrana. Ale jakoś nie miała ochoty tego prawa przestrzegać, przeszło przez myśl Bulmie po drugiej godzinie marszu przez skaliste pustkowie. Bolały ją nogi, miała miękkie podeszwy i czuła przez nie każdą nierówność terenu. Vegeta nie zwracał specjalnej uwagi na jej jęki, parł twardo do przodu, zdecydowanym krokiem, z dumnie uniesioną głową, wpatrzony w majaczące w oddali niewyraźne budowle.
- Co zamierzasz zrobić?
Przystanął, cztery kroki przed nią. Milczał, a wiatr targał kurz, podrywając go w górę i rozdmuchując w fantazyjne fale.
Dobre pytanie, przeszło mu przez myśl. Próbował się nad tym zastanowić, ale miał wrażenie, jakby w jego głowie powstała czarna dziura i wessała całą zawartość, pozostawiając jedynie ciało, reagujące tylko i wyłącznie na bodźce. W dodatku z opóźnieniem, przyznał niechętnie. To, że kobieta podeszła zauważył dopiero, gdy poklepała go po ramieniu. Sądząc z jej wyrazu twarzy klepała dosyć długo.
- Nie możemy przecież pójść tak po prostu przed siebie, wleźć do pałacu, czy w czym Saiyanie zwykli przechowywać rodzinę królewską i oznajmić twojemu ojcu, że został dziadkiem. A tak w ogóle, to zaraz zostanie zamordowany przez swojego pracodawcę. Razem z resztą planety! Nie możemy...
Spojrzał na nią z namysłem.
- Możemy? - zapytała nieco drżącym głosem, widząc wyraz jego twarzy.
- Masz lepszy pomysł?
- Szczerze? Nie. - wzruszyła ramionami, udając, że wcale nie przejmuje się tym, ze jest słabą ludzką istotą na planecie krwiożerczych wojowników zamieniających się w gigantyczne małpy podczas pełni księżyca. Właśnie miała ponownie ruszyć przed siebie, gdy poczuła, jak muskularne ramię obejmuje ją w talii.
- Teraz? - zapytała bezmyślnie.
- Czy ty myślisz tylko o jednym? - prychnął. - Jak się przelecimy, to będzie szybciej. I przestań chichotać!
***
Beatto ziewnął, nie kłopocząc się zasłonięciem ust dłonią. Warta pod drzwiami pałacu była zaszczytnym zajęciem, powierzanym tylko najlepszym, którzy odpoczywali na rodzimej planecie pomiędzy misjami. Była też niewiarygodnie wręcz nudna.
- A ty, jak zwykle, jesteś obrzydliwy - warknęła Roote, a jej ogon zadrżał gniewnie.
Prychnął, nie zwracając na nią specjalnej uwagi. Kobiety były dziwne, nawet jeżeli chodziło o te dorównujące siłą mężczyznom. Zawsze coś im nie pasowało, zawsze musiały tracić czas na tak bezsensowne rzeczy, jak próby ułożenia włosów w jakiś regularny sposób. Uśmiechnął się krzywo, widząc jak Roote przeczesuje włosy dłonią. Przynajmniej była mniej radykalna od Selipy i ich nie obcięła.
Właśnie miał to skomentować, gdy ich nadajniki oszalały, wszczynając alarm i naliczając błyskawicznie jednostki.
- Co jest z tym złomem?! - warknął. - Przecież nikogo nie widać!
- Ale ktoś się zbliża. - Roote gorączkowo manipulowała przy swoim nadajniku, usiłując złapać obraz. Właśnie jej się udało, gdy między nimi pojawił się mężczyzna z niebieskowłosą kobietą na rękach. Jego aura płożyła się po ziemi i wydawała się być namacalna.
- Przekroczyłeś dozwoloną prędkość! - wrzasnęła niebieskowłosa, wymachując rękoma we wściekły i zupełnie bezsensowny sposób.
- Jakbyś ty tego nigdy nie robiła. - wzruszył ramionami jej towarzysz.
- Ja przekraczam prędkość rozsądnie!
Roote zamrugała oszołomiona, nie za bardzo wiedząc, co się w ogóle dzieje. Beatto zacisnął zęby. Nie znosił być ignorowanym, a ta parka zachowywała się, jakby go tu w ogóle nie było.
- Przejścia nie ma! - oznajmił, mierząc nowoprzybyłych morderczym wzrokiem. - Podajcie cel przybycia...
- A, spadaj. - mruknął przybysz i poruszył lekko dłonią.
Zanim Saiya-jin zorientował się, co się dzieje uderzył plecami o ścianę sąsiedniego budynku, tracąc przy tym oddech.
Roote przełknęła ślinę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że z takim przeciwnikiem nie ma najmniejszych szans. Poza tym, on był tak szalenie podobny do... ruszył przed siebie, stopień po stopniu zbliżając się do niej i do drzwi, których miała pilnować. Ich ciemne oczy spotkały się na chwilę.
Ustąpiła mu z drogi.
- Ty głupia kobieto! - warknął Beatto, wstając z ziemi. - Dlaczego ich przepuściłaś?!
- A co miałam zrobić? - prychnęła gniewnie. - Atakowanie tego typa byłoby równie głupie, jak atakowanie Freizy albo Drużyny Ginyu!
Skrzywił się.
- Co nie oznacza, że możesz sobie ot tak kogoś wpuścić do pałacu.
- Gdzie ty masz oczy, co? - potrząsnęła głową, nadal zamiatając ze zdenerwowania ogonem.
- O co ci znowu chodzi?!
- Wyglądał jak Vegeta. Tylko trochę niższy i bez brody.
Beatto wymamrotał przekleństwo pod nosem. A zaraz potem jeszcze kilka, po czym zmienił język na bardziej obfitujący w ciekawe zwroty.
Tymczasem młody Saiyański książę pewnym siebie krokiem przemierzał labirynt korytarzy, prowadząc swoją towarzyszkę prosto do komnaty, w której zwykł przebywać jego ojciec.
Uśmiechnął się krzywo, gdy dodarł do, jakże znajomych!, drzwi. Ciągle pamiętał, mimo że minęło tak wiele czasu. Obrazy z dzieciństwa, zatarte i w kolorze sepii teraz ożywały przed jego oczyma, lśniły pełną feerią barw, niemalże zbyt jaskrawe żeby być rzeczywistością.
Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, by po chwili rąbnąć o podłogę. Wyrwane zawiasy sterczały smętnie w różne strony.
- Kto...?! - władca obrócił się, odruchowo przyjmując bojową postawę. Gdy jego oczy trafiły na twarz potencjalnego agresora zamarł w bezruchu, usiłując wydusić z siebie jakikolwiek komentarz.
- On jest od ciebie wyższy - skomentowała niebieskowłosa kobieta, porównując obu mężczyzn.
- Milcz. - burknął Vegeta.
- Dlaczego... ty... - z trudem wykrztusił władca Saiyan. - Kim jesteś?!
Książę przewrócił oczyma i wziął głęboki wdech.
- Powiedzmy, że jesteśmy z przyszłości. - zamilkł na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie tak dalekiej.
- Myślisz, że w to uwierzę?! - mężczyzna warknął, obnażając zęby.
- A jak inaczej wytłumaczysz to, że on wygląda jak niższa wersja ciebie? - prychnęła Bulma. - Nawet zachowujecie się podobnie, chcecie zagryźć wszystko, czego nie znacie.
- Milcz kobieto! - krzyknęli zgodnie.
W komnacie zapadła cisza. Po dłuższej chwili przerwał ją władca, już spokojniejszym tonem.
- Jak wygląda przyszłość? - przygryzł wargę, po czym dodał trochę mniej pewnym siebie tonem - synu?
- Freiza zniszczy tę planetę. - niższy z mężczyzn uśmiechnął się krzywo. Krzywo i gorzko.
strony: [1] [2]
|