Valinor Panic!
Odcinek 13
Elindil, już prawie spakowana, stała przy oknie obserwując uczniów powoli opuszczających ich miejsce nauki. Dla Vanyarów były to jedynie dłuższe wakacje, ona zaś wraz z Finwem i całą grupką Noldorów, wracała do lasów Aulego. Do jakiegoś stopnia nawet udało jej się zaakceptować ten fakt.
- Ale odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś? - poprosiła Amarie, która po tych wszystkich miesiącach naprawdę stała się jej przyjaciółką.
- Oczywiście - uśmiechnęła się do niej - poza tym, mam nadzieję, że ty prędzej przybędziesz do nas. Nie jest tak kolorowo, ale... pięknie.
We własnym głosie usłyszała nutę niepewności. Zdała sobie sprawę, że wygląd lasów i kuźni Aulego, wszystkich jej ulubionych miejsc, zatarł się jej w pamięci. Teraz, kiedy próbowała je odtworzyć, pierwsze co przyszło jej do głowy, to to, że nie ma tam tylu kwiatów. Szybko skierowała myśli gdzie indziej.
Amarie uśmiechnęła się na to.
- Bardzo chętnie, jak skończy się nauka - również wyjrzała przez okno - zdaje się, że widzę Feanora i jego ojca. I chyba zbierają się inni. Nie powinnaś już iść?
- Pewnie tak... - Elindil stłumiła westchnienie i rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. Zarzuciła swój worek podróżny na ramię.
- Mam nadzieję, że ten idiota nie da ci się we znaki, a jak tak, to potraktuj go jeszcze raz tak, jak na przyjęciu - dodała Amarie wesoło, zerkając prze szybę w stronę Feanora. Elindil uśmiechnęła się na to.
- Na pewno to zrobię - uściskała ją i szybko wyszła z pokoju, starając się nie oglądać.
Schody i hol na dole były zatłoczone. Po wielu z uczniów przybyły rodziny i przyjaciele, powitania, pożegnania, śmiech i rozgardiasz były wszędzie. Było tak głośno, że nawet na imponujące trzaśnięcie głównymi drzwiami Elindil nie zwróciła uwagi. Schodziła powoli, patrząc pod nogi, kiedy jakoś zrobiło się ciszej. Bardzo cicho. Ciągle na schodach, rozejrzała się wokoło. Wszyscy w zasięgu wzroku wpatrywali się osłupiali albo w nią, albo w coś na dole. Zirytowana, już miała zapytać, czy ma coś na nosie, kiedy usłyszała:
- Elindil!!! - na dźwięk tego głosu zamarła tak, że bagaż zsunął się jej z ramienia i poturlał kilka stopni niżej.
Drzwi wejściowe były otwarte na oścież, obie części (jedna, nigdy nie otwierana, została wyłamana, co było zapewne źródłem owego trzasku). Tarasując sobą przejście, w białej powiewnej sukience i rozwianymi włosami, w całkowicie elfiej postaci, stała Varda.
- Elindil!!! - krzyknęła znowu, rozpaczliwie. Noldorka stanęła na ostatnim stopniu i wpatrywała się w nią, niezdolna do ruchu. Przestrzeń pomiędzy nimi opustoszała. Wszyscy, którzy wylegli ze swych pokoi, stali za Elindil na schodach, ci co byli w środku stłoczyli się pod ścianami, a ci, co dostrzegli Vardę biegnącą przez ogród, cofnęli się z powrotem ku drzwiom. Nie brakowało wśród nich Finwego i Feanora. Nie wiadomo skąd pojawiła się też Ilmare. Varda podeszła kilka kroków bliżej i spojrzała na nią z wyrazem rozpaczliwej tęsknoty.
- Kocham cię! - powiedziała głośno i dobitnie. Wokół nich zapanowało poruszenie i szepty, a po nim jeszcze większa cisza.
Elindil była kompletnie zszokowana i do jej najrozsądniejszej części umysłu powróciło nieśmiało pytanie, jak długo tym razem. To jednak trwało tylko ułamek sekundy. Spojrzała na Vardę i znacznie głębsze wyznanie dotarło do niej bezpośrednio przez osanwe. Było tak silne, że prawie powaliło ją na ziemię.
- Nareszcie - powiedziała elfka, wyrażając w ten sposób ulgę, którą poczuła i błyskawicznie sfrunęła z reszty schodów. Jej oczy mówiły coś więcej - dzięki Eru, nareszcie się zdecydowałaś - i jeszcze - ja ciebie też - z takim żarem, jaki może płonąć tylko w duszy oddanego Noldora. I Vardy. Ta ostatnia podbiegła do niej, prawie że podnosząc w powietrze i przycisnęła do siebie bardzo, bardzo mocno.
- Kocham cię... powtórzyła jeszcze bardziej gorąco - zostań ze mną... Elindil...
Tuliła się do niej, cała drżąc i zapominając o tym, że przygląda im się mnóstwo osób i teraz ich historia będzie szeroko znana zarówno wszystkim Vanyarom, jak i Noldorom.
- A to dopiero... - osłupiały Finwe popatrzył na swojego syna. Feanor wyglądał, jakby nieco od tego wszystkiego zgłupiał i nie odezwał się. W pewnej odległości od nich stała Ilmare, dla odmiany przyglądająca się drzwiom z łagodnym uśmiechem.
- Nareszcie... - pomyślała.
- Chodźmy stąd - Varda łagodnie pociągnęła Elindil za rękę. Nie protestowała. Tak jak Valiera wcześniej wbiegła, tak teraz wybiegły obie, nie oglądając się za siebie skryły się prędko za najbliższymi drzewami.
Biegły tak długo, aż elfka się prawie zdyszała. Zatrzymały się w wyjątkowo rozświetlonej części lasu. Prawdopodobnie siła światła miała swe źródło w tym, że pomiędzy tą częścią lasu a Laurelinem i Telperionem były głównie polany i ogrody, a więc nic nie zasłaniało ich bezpośrednich promieni. Elindil popatrzyła na Vardę, jakże inną od tej, którą widziała jakiś czas temu. Valiera objęła ją.
- Zmęczona? - szepnęła
- Nie bardzo... - odparła Elindil również szeptem. Varda chwyciła ją za rękę i poprowadziła ku miękkiej, okwieconej polance. Tam przytuliła ją do siebie i pocałowała tak mocno, że po kilku chwilach obydwie leżały na trawie, tuliły się do siebie i nie znajdowały słów na to, co czuły. Nie musiały zresztą - osanwe mówiło za nie.
- Lubisz wielkie wejścia, co? - mruknęła Noldorka, kryjąc twarz w jej piersiach. Varda uniosła jej brodę w swoją stronę i obdarzyła prawie łobuzerskim spojrzeniem.
- Po prostu musiałam cię stamtąd wyciągnąć, a nieładnie jest kogoś porywać prosto z pokoju... - Noldorka zachichotała i pocałowała ją.
- Tak jakby ci to wcześniej przeszkadzało...
- Może ja po prostu chciałam pokazać im wszystkim, że jesteś moja? - wyszeptała jej prosto do ucha w taki sposób, że Elindil już nie była w stanie się dalej droczyć.
- Bez wątpienia jestem...
Ogarnęło ją tak silne światło, że nic już nie widziała. Poczuła, że unoszą się w powietrzu. Varda znów była obok, trzymała ją i jednocześnie przenikała przez nią, jeszcze bardziej niż kiedyś.
- Chciałaś wiedzieć, jak stwarzam gwiazdy... teraz mogę ci to pokazać... - usłyszała w swojej głowie i poddała się temu światłu, wibracji i ogniowi, który kazał jej objąć Valierę równie mocno, przesuwać dłonie po jej rozświetlonym ciele tak, aby zadrżała równie silnie. Elindil nie miała jak zastanowić się, jak to się działo, ale połączyły się. Przeniknęła przez Vardę, jednocześnie nie wypuszczając jej z ramion. Przez moment, a może wiek, Elindil stała się Valierą. Poznała jak to jest być ponad czasem i ponad całym Amanem. Jak to jest pamiętać Wielką Muzykę sprzed stworzenia Ardy. Poczuła też skierowaną na siebie jej miłość, tak ogromną, że dusza jej roztopiła się w niej i wiedziała, że już nigdy nie będzie taka jak przedtem. Patrzyła na Panią Gwiazd która teraz, w pełni blasku, płonęła. Z którą razem wytworzyły taką eksplozję energii, że ta pomknęła w niebo, stając się coraz większa i większa.
- Elindil... - już na Taniquetilu, w sypialni przystrojonej kwiatami z gwiezdnego ogrodu, Varda tuliła do siebie śpiącą elfkę i poczuła, że pierwszy raz od bardzo wielu lat czuje się szczęśliwa.
Elbereth.
|